sobota, 28 grudnia 2013

Rocznica...

Właśnie mija okrągły roczek od narodzin bloga. To dzieło przypadku na zawsze odmieniło nasze życie. Stronka do zbierania jednego procenta dzisiaj ma już ponad 32 000 wyświetleń, 15 obserwatorów, znalazła się w liście czytelniczej ośmiu blogów (serdecznie dziękuję tym, którzy nas dodali) i liczy 71 postów. Wreszcie doczekaliśmy się także rejestracji na Topliście rankingu najlepszych blogów. Te małe wielkie sukcesy zawdzięczamy naszym Czytelnikom, bo dla kogo jak nie dla nich jest ten blog. Kiedy zaczynałam pisanie pierwszych postów, moim głównym celem było przelanie własnych myśli, wyrzucenie z siebie tego, co leżało we mnie gdzieś głęboko i nie dawało spokoju. Zamierzony efekt został osiągnięty, wylałam swoje smutki i żale oraz wykrzyczałam całemu światu, jak cudownym i wspaniałym chłopczykiem jest mój kochany autystyczny Karolek. To jeszcze nie wszystko. Wiele osób, rodziców autystycznych dzieci pisze w komentarzach lub prywatnych wiadomościach, że czytając bloga mają wrażenie, jakby dotyczył ich rodziny oraz własnego autystycznego dziecka. To właśnie przekonało mnie, by pisać dalej, aby rodziny takie jak my, nie czuły się osamotnione i przygnębione tym, co spotkało ich dziecko. Jest nas wielu i musimy trzymać się razem, wspierać się oraz pomagać wzajemnie. Bo tak naprawdę moi Drodzy, to nie statystyki są dla mnie ważne, chociaż nie ukrywam, że cieszą oko. Najważniejsze jest to, aby mój blog chociaż troszeczkę, odrobinkę komuś pomógł, pocieszył, dodał otuchy i pozwolił oswoić się z tym, co czasem dla rodzica wydaje się bardzo trudne: z autyzmem swojego dziecka. Bo życie z autystą choć bywa czasami niełatwe, to także i wspaniałe, niesamowite, pełne wyzwań oraz niespodzianek. Te dzieci nigdy nie zanudzą, często czymś zaskoczą i są tak cudowne, kochane, że nawet ich wybryki i szalone pomysły zamiast rozzłościć, potrafią rozśmieszyć do łez. No właśnie, jeśli o łzach mowa, także zmuszona jestem poruszyć ten temat. Już od kilku osób dotarły do mnie niepokojące informacje, że mój blog to tzw. "wyciskacz łez", czyli ludzie czytając go płaczą. To skłoniło mnie, by przemyśleć sposób w jaki piszę. Może moje teksty są zbyt zabarwione uczuciowo, w końcu to blog o moim najdroższym synku (właściwie jednym z najdroższych, bo jest jeszcze Sylwuś), ale nie robię tego specjalnie by wziąć Was na litość. Piszę, co czuję, a że sama jestem płaczką i wzruszam się nawet przy bajkach dla dzieci, to pewnie także zarażam tą ckliwością moich Czytelników. Specjalnie dla Was postaram się wpleść w moje posty trochę humoru, bo życie z Karolkiem bywa często wesołe, jesteśmy radośni i szczęśliwi, więc jeśli ktoś zapłacze, to postaram się, aby to było bardziej ze śmiechu niż żałości. Oby mi się udało. Co blog zmienił w naszym życiu? Wszystko!!! Wiele osób dowiedziało się z czym zmaga się Karolek, poznałam cudownych ludzi i przyjaciół, na których wiem, że zawsze mogę liczyć. Ludzi którzy mimo chorób i cierpienia potrafią cieszyć się z życia, umieją kochać i dzielić się tym, co mają. Oni są takimi moimi Aniołami, które dodają sił w chwilach smutku i zwątpienia.  Blog pchnął mnie do ludzi. Przestałam bać się tych złych a uwierzyłam w dobrych... i w siebie co najważniejsze. Nie boję się już z Karolkiem chodzić do Kościoła, choć niektórzy jeszcze do tej pory się na nas gapią, gdy Karolek śpiewa, kołysze się, albo zmęczony leży na posadzce. Nie wiem, czy to ja się do nich przyzwyczaiłam, czy oni do nas. Jednak cieszę się, że nie odpuściłam i Karolek bywa na każdej Mszy, gdy tylko pozwala mu na to zdrowie. Ten blog to mój pamiętnik, zapiski z naszego życia, które być może będziemy w przyszłości wspominać. Pojawił się też pomysł napisania książki, pomysł z Waszej strony drodzy Czytelnicy. Nie ukrywam, że to kusząca propozycja i mam wielką ochotę ją zrealizować. Na razie jeszcze nie czuję się na siłach. Praca i mnóstwo spraw na głowie nie pozwala mi na wiele rzeczy, które chciałabym w życiu zrobić, m. in. właśnie na napisanie książki. Ale może kiedyś... Czas pokaże, jak się wszystko ułoży.                                                                                                      
Drodzy Czytelnicy...                                                                       Dziękuję Wam serdecznie za zainteresowanie Karolkowym blogiem i wierne czytanie naszych postów. Dziękuję za wszystkie komentarze, które są śladem Waszej obecności na blogu. Jestem wdzięczna tym wszystkim, którzy pojawili się na naszej drodze i wspierają w trudnych chwilach. Tym, którzy udostępniają na facebooku nasze posty, głosują na Topliście oraz udostępniają linki z adresem. Dziękuję, że nie zniechęcacie się mimo trochę przydługich postów i różnych nastrojów autorki, która zrzędzi czasami przytłoczona szarą ponurą rzeczywistością. Czego Wam życzyć na następny rok istnienia bloga? Przede wszystkim jakiegoś pożytku z tego co piszę, wsparcia dla Was i poczucia, że nie jesteście sami w walce z autyzmem. Życzę Wam by moje posty nie były nudne, ale ciekawe i przyjemne w czytaniu, zrozumiałe dla wszystkich. Sobie natomiast życzę większego zapału i energii do pisania oraz takich wspaniałych Czytelników, jakich mam teraz. No i oczywiście samych pozytywnych informacji na temat głównego bohatera. Niech Karolek rośnie, rozwija się i idzie, choćby małymi kroczkami do przodu, przed siebie, uwolniony od zaczarowanego świata autyzmu, który zawładnął jego życiem. Dziękujemy Wam drodzy Czytelnicy!!! :)

 






czwartek, 26 grudnia 2013

Święta, święta i po świętach...


                       

Tegoroczne święta należały do spokojnych. Za to przygotowania do nich to była wielka bitwa, z Karolkiem, który skutecznie próbował zwrócić na siebie uwagę mamy zajętej pieczeniem, sprzątaniem i gotowaniem. Udało mu się, bo mały Szkrab ma na to swoje wypróbowane, sprawdzone sposoby, które nigdy nie zawodzą. Ulubionym miejscem Karolka przed świętami była, jak to wcześniej przewidziałam, kuchnia. Tam się działo bardzo wiele. Nie dość, że ubijanie białek na biszkopty, to jeszcze dźwięk malaksera. Ah, jak Karolek to kocha, odkurzacz, malakser, suszarka do włosów, takie sprzęty mogłyby być włączane na okrągło i nigdy by się nie znudziły. No i ta chęć Karolkowej pomocy... Nie myliłam się, przy misce z białkami stał jak kogut. Aż gryzł paluszki, tak chciał pomagać. Pozwalałam mu od czasu do czasu, skoro tak lubi. Jakimś cudem daliśmy radę z wypiekami. Zgrzyty zaczęły się przy sprzątaniu. Pulpecik chciał odkurzać, myć okna, podłogi tylko trochę nie tak to mu wyszło, jak powinno, tzn. odwrotnie do zamierzonego celu. Nawet nowo ubrana choinka o mało nie została odkurzona, zanim zainterweniowałam i odebrałam Małemu odkurzacz. Z drugiej strony to podziwiam ten Karolka zapał do pracy. Uwielbiam, kiedy z tak ogromnym zainteresowaniem patrzy na to, co robię i chce robić to samo. Wiem, że to duży plus i kiedyś ta cecha charakteru bardzo pomoże mu w życiu. Najważniejsze, że sam chce pomagać, nawet jeśli go o to nie proszę. W Wigilię odwiedziliśmy Rodziców. Karoluś był bardzo grzeczny, ale nie zjadł nic oprócz chlebka, nawet opłatka nie wziął do buzi. Jednak bycie grzecznym dla naszego małego Pulpeciątka to duży sukces. Święta były cudowne, spokojne. Spędziliśmy je tego roku w domu. Poszliśmy jedynie do Kościoła na Mszę Świętą i całe dwa dni odpoczywaliśmy. Trochę nam było tego potrzeba, zwłaszcza dzieciom. Znajomych i rodzinę poodwiedzamy w najbliższym czasie, ale najpierw pobędziemy trochę ze sobą, w czwórkę. Na co dzień mamy bardzo mało czasu dla siebie, ciągle praca, terapie Sylwka, Karola, zawsze jakieś sprawy do załatwienia i ten pośpiech, zbyt duży by się zatrzymać i przemyśleć parę ważnych spraw. Teraz właśnie jest na to najlepszy czas, kiedy jesteśmy razem. I Karolek jest tak bardzo szczęśliwy, że są wszyscy w komplecie. Cieszy się kiedy jest z nami w Kościele,  tym że w domu stoi choinka i że ma nas blisko. Czegoż chcieć więcej...
Na zdjęciu, jedynym jakie udało mi się zrobić przy choince, mój mały BOSY pastuszek i kolęda o nim, a poniżej w trakcie pomocy przy świątecznych wypiekach. Mój mały, dzielny, kochany Chłopczyk...






                           



wtorek, 17 grudnia 2013

Dla Was

Dla Was…


Kiedyś, kilkanaście lat temu, na jednym z niedzielnych kazań zachwyciłam się słowami, które już na zawsze utkwiły mi w pamięci. Oto one:

"Zaw­sze, ilek­roć uśmie­chasz się do swo­jego bra­ta i wy­ciągasz do niego ręce, jest Boże Na­rodze­nie. 
Zaw­sze, kiedy mil­kniesz, aby wysłuchać, jest Boże Na­rodze­nie. Zaw­sze, kiedy re­zyg­nu­jesz z za­sad, które jak żelaz­na obręcz ucis­kają ludzi w ich sa­mot­ności, jest Boże Na­rodze­nie. 
Zaw­sze, kiedy da­jesz od­ro­binę nadziei "więźniom", tym, którzy są przytłocze­ni ciężarem fi­zyczne­go, mo­ral­ne­go i ducho­wego ubóstwa, jest Boże Na­rodze­nie. 
Zaw­sze, kiedy roz­pozna­jesz w po­korze, jak bar­dzo zni­kome są two­je możli­wości i jak wiel­ka jest two­ja słabość, jest Boże Na­rodze­nie. 
Zaw­sze, ilek­roć poz­wo­lisz by Bóg po­kochał in­nych przez ciebie, zaw­sze wte­dy, jest Boże Na­rodze­nie".

Tymi słowami, wypowiedzianymi przez Matkę Teresę z Kalkuty, zachwycam się do dzisiaj. Kilka prostych i pięknych słów, które oddają najpiękniej to, czym powinny być dla nas święta. Bo Boże Narodzenie to nie tylko choinka, prezenty i bogato zastawione stoły ale czas, kiedy w naszych sercach powinno rodzić się dobro, miłość i pokój. Nikt z nas nie jest na tyle biedny, by nie podarować odrobiny ciepła i miłości drugiemu człowiekowi. Do tego nie trzeba pieniędzy, ciężkiej pracy ani poświeceń. Dobro nosimy w swoim sercu. Tylko od nas zależy, czy potrafimy ofiarować, co w nas najpiękniejsze, czy zamkniemy się zostawiając nasze serca zimne i obojętne na los innych. Święta to czas radosny i szczęśliwy. Nie dla wszystkich będzie taki. Są ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego, tacy, którym żyje się ciężko i są tak biedni, że nie stać ich, aby godnie żyć. To jednak dla nich urodził się w ubogiej stajence mały Jezus. Nie dla bogaczy, ludzi pysznych i zarozumiałych, lecz dla ludzi  prostych, biednych czasem schorowanych, ale o dobrych i kochających sercach. Nie dla tych, którzy mają wszystko, ale dla tych, którzy nie mają nic. Nie mają nic oprócz miłości, tak mocnej i gorącej, aby podzielić się nią z innymi...

     Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia pragniemy złożyć moc najserdeczniejszych życzeń zdrowia, szczęścia i miłości. Niech to będą dni pełne wzruszeń, ciepła i radości. Życzymy cudownych i niezapomnianych chwil spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół. Niech maleńki Jezus błogosławi Wam w każdym dniu Nowego Roku. Życzymy wiary, która przenosi góry, nadziei, która nigdy nie gaśnie i miłości, która nigdy nie ustaje. Niech nowonarodzony malutki Jezus oświeca drogi Waszego życia, obdarza błogosławieństwem i czyni życie szczęśliwym.                      Cudownych Świąt Kochani!!! 
                           życzy Karolek z Sylwusiem                                                         i Rodzicami

niedziela, 15 grudnia 2013

Przedświąteczna gorączka

Przedświąteczna gorączka...   
                                                                                                                           
Święta dopiero za kilka dni, a od dłuższego czasu wszędzie widać intensywne przygotowania. W sklepach szał zakupów, ubieranie choinek, wieszanie światełek na balkonach, wielkie porządki, potem wypieki, gotowanie, obdarowywanie bliskich prezentami. W całym tym chaosie nikt nie bierze pod uwagę, że świąt jest tak naprawdę tylko trzy dni, że wiele jedzenia się zmarnuje, wydamy niepotrzebnie mnóstwo pieniędzy, a potem zostaniemy z pustym portfelem. Co roku jest tak samo. Ja także wpadam w wir tego szaleństwa, ale dopiero trzy dni przed świętami. Pewnie zwariowałabym psychicznie martwiąc się, jak niektórzy miesiąc wcześniej, że dużo pracy i czy na pewno ze wszystkim zdążę. Zresztą zawsze uważałam, że kiedy przystąpię do Spowiedzi i Komunii Św, wtedy mogą być święta. Owszem, materialne rzeczy tez są ważne, ale nie najważniejsze i nie powinny przysłaniać spraw duchowych. Być może nasza sytuacja życiowa skłania mnie do takich refleksji, bo u nas święta nieco różnią się od tych w innych domach. Nie są aż takie spokojne, jak nam tego każdy życzy. Owszem, będziemy na Wigilii u moich rodziców, podzielimy się opłatkiem, potem pójdziemy do Kościoła na Pasterkę. Jednak wyjazdy w gości możemy sobie wybić z głowy. Z prostego powodu: Karolek nie preferuje żadnych zmian, nie lubi nowych miejsc, źle się czuje w towarzystwie obcych mu prawie osób. Kiedy gdzieś z nim pójdziemy, daje taki popis, ze wszyscy mają dość. Biega po całym domu, ściąga wszystko z półek i rzuca czym popadnie. No i jeszcze te jego krzyki na całe gardło tak, że trudno z kimkolwiek normalnie porozmawiać. Daliśmy sobie więc siana z odwiedzaniem i gościnami w czasie świąt. Po pierwsze nie chcemy być ciężarem dla nikogo, a po drugie pragniemy, aby Karoluś też był szczęśliwy i czuł się z nami dobrze. A Karolek najszczęśliwszy jest właśnie w swoim rodzinnym domu, więc nawet przez święta wolimy tu z nim pozostać i być wszyscy szczęśliwi. Jest jeszcze jedna opcja, którą niektórzy nam proponują, aby zostawić Pulpecika w domu pod czyjąś opieką i jechać do znajomych bez niego. Nigdy, przenigdy tak się nie stanie, bo jeśli gdziekolwiek mamy jechać, to tylko wszyscy razem. W tym roku będzie bardzo ciekawie, bo zakupiliśmy dużą choinkę o jakiej już kilka lat marzyłam, a na nią prawdziwe, szklane bombki. Tak się zastanawiam, ile wytrzyma ta choinka i kto wcześniej ją przewróci: Karolek czy nasza psinka Korri, która też lubi zabawę i figle. Choinka będzie przymocowana do sufitu, ale jak nasza trójka: Karol, Sylwek i Korri rozpoczną harce, to nawet takie zabezpieczenie jej w niczym nie pomoże. W każdym razie jesteśmy gotowi na wszystko, w końcu można się do tego przyzwyczaić po paru latach świętowania z naszym Pulpecikiem. Przed świętami będzie jeszcze jedna atrakcja dla Karolka, a mianowicie wypieki. Ah, jak ja tęsknie za spokojnymi wypiekami, w samotności i spokoju. Karolek kocha pieczenie placków!!! Gdy tylko zobaczy, że wyciągam cały sprzęt, stoi przy mnie jak kogut i nie rusza z miejsca. Najbardziej lubi trzepanie jajek na biszkopt. Pozwalam na to, kiedy widzę, jak pali się do roboty. Potem jednak muszę nieco studzić jego zapał do pracy, bo Karolek bierze się za łączenie i mieszanie składników. Wtedy trzeba mieć oczy z każdej strony głowy, bo wystarczy moment, aby Karol zrobił jakąś magiczną miksturę i tym samym pozbawił wszystkich domowników świątecznych placków. Jednak i tak jest fajnie. Jestem pełna podziwu, że nasz mały Skarbuś tak chce pomagać i coś robić. Karolek wiele rzeczy uczy się przez naśladownictwo, zarówno w domu, jak w przedszkolu. Wie wszystko, co i jak oraz kiedy trzeba zrobić. Pilnuje, aby wszystkie czynności były wykonywane o jednakowej porze i w odpowiedniej kolejności. Na początku to nas trochę śmieszyło, ale teraz to tylko podziwiam mojego niezwykłego Skarba. Ze świętami nieodłączne jest także śpiewanie kolęd. My śpiewamy i słuchamy nie tylko te stare, tradycyjne kolędy, które kochamy. Karolek ma jeszcze kilka swoich ulubionych. Pierwsza to ta, którą usłyszałam pierwszy raz na przeglądzie kolęd i wylałam morze łez patrząc na moje i inne niepełnosprawne maluchy przebrane za Aniołki. Jest to "Gore gwiazda Jezusowi" Arki Noego, którą umieściłam powyżej. Uwielbiamy ją wszyscy. Ja mam taką jedną swoją ukochaną, a mianowicie "Bosego Pastuszka", przy której płaczę, jak dziecko. Zwłaszcza przy drugiej zwrotce:
"Był pastuszek bosy, zimne nóżki miał,
ale dobry anioł piękne butki dał.
Wziął pastuszek owce, pobiegł 
tak jak wiatr przed siebie,
a na niebie blask od gwiazd, od gwiazd".
Ta kolęda, a zwłaszcza jej druga zwrotka jest o moim Karolku i innych autystycznych dzieciach, które często chodzą boso i mają zimne nóżki. Wzruszam się, bo wierzę, że kiedyś także mojemu Karolkowi oraz innym autystycznym Skarbom, dobry Anioł da również piękne butki, które już nie będą ciążyły na ich nóżkach, ale poprowadzą prosto do Boga i Krainy Wiecznego Szczęścia... 


 

piątek, 13 grudnia 2013

Mikołajki..





Jak do wszystkich grzecznych dzieci, również do Sylwusia i Karolka w grudniu przyszedł Święty Mikołaj. Z Sylwkiem miał o wiele prostszą sprawę, bo ten przygotował mu swoją listę prezentów, co do Pulpecika, Mikołaj miał poważny problem. To dlatego, że tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, jaki prezent chciałby dostać nasz mały Łobuziak. Pluszaki lubi jedynie do rzucania przez balkon, książki owszem obejrzy, ale gdy tylko zaspokoi swoją ciekawość, porwie je na drobne kawałeczki. Kiedyś Karolek bardzo lubił autka, szczególnie małe, metalowe, które mógł cały dzień nosić w rączce, a od czasu do czasu pojeździć nimi po parapetach. Jednak teraz samochodziki nie interesują go tak bardzo. Tymi które ma, rzuca gdzie popadnie, albo odgryza opony, a potem ssie je i gryzie, jak gumę do żucia. Karolek najczęściej niszczy zabawki, dlatego mam problem, kiedy ktoś pyta, co można by mu kupić i ofiarować w prezencie, z czego najbardziej by się cieszył, albo co go zainteresuje. Odpowiadam wtedy szczerze, że lepiej nie tracić pieniędzy, bo szkoda, jeśli to ma być potem zepsute lub wyrzucone. Eh, gdyby tylko Pulpecik powiedział, o czym marzy. Gwiazdkę z nieba bym mu zdjęła i podarowała. Nawet kiedy jesteśmy z nim w supermarkecie przy stoisku z zabawkami, wydaje się być nimi w ogóle niezainteresowany. Popatrzy tylko na zawartość półek i biegnie dalej, aby pobawić się w łapanego po sklepie. Uwielbia to i aż kwiczy z radości, kiedy mało nie zabiję się na obcasach, pędząc za nim co tchu, by go wreszcie złapać. Zakupy z Karolkiem, to bardzo, bardzo wyczerpująca praca. On nie idzie w te miejsca, w które go prowadzimy, ale tam, gdzie mu się akurat podoba. W razie naszego sprzeciwu, najpierw szarpie się z nami chwilę, a kiedy już mamy przewagę i widzi, że nic nie wskóra, kładzie się na środku sklepu na posadzce i wtedy stamtąd może ruszyć go jedynie dźwig. Przechodzący obok nas ludzie reagują różnie, jedni udają, że nic nie widzą, inni odwracają się w naszą stronę i wytrzeszczają ze zdumienia oczy, a są też tacy, najczęściej kobiety, którzy uśmiechają się do naszego małego Łobuza i myślą pewnie, że niezły z niego gagatek. Nie przepadam za zakupami w towarzystwie Karolka, jestem po nich zawsze wyczerpana, jak po jakiejś ciężkiej pracy. Jest jednak takie miejsce, które Karolek kocha. To sklep z płytami DVD i VCD. Spędziłby tam najchętniej cały dzień. Tu nie myśli o bieganiu, ale spaceruje obok półek i ogląda wszystkie bajki. Niektórych nie chce nawet odłożyć z powrotem, mimo że tłumaczymy mu, że nie mamy pieniążków, by ją kupić. Dlatego właśnie głównym prezentem mikołajkowym dla Karolka był odtwarzacz DVD oraz kilka bajek. Okazało się, że prezent był trafiony i przydatny. Oglądanie ulubionych filmów bardzo Karolka uspokaja i wycisza. Patrzy na nie z dużym zainteresowaniem i w skupieniu, co nas niezwykle cieszy. Oprócz bajek Pulpecik dostał jeszcze od Świętego Mikołaja zabawkowego laptopa do nauki języka angielskiego. Ma tam, to, co uwielbia, odgłosy wszystkich wiejskich zwierzątek oraz piosenkę "Stary Donald farmę miał", po angielsku. Ją włącza najczęściej, bo bardzo to lubi. Ze zwierzątek, ulubionym jest krowa, dlatego dostał też dużą plastykową krowę. Aha,  jeszcze jeden prezent był w paczuszce, książka z wierszykami pt. "Pan Pierdziołka", którą poleciła mi mama autystycznego Kacperka. Nie czytałam mu jeszcze, ale wierszyki mi się spodobały. Bardzo fajne, humorystyczne i proste w odbiorze. Superowe dla takich dzieci, jak mój Karolek czy Sylwuś, które uwielbiają dobry humor i dużo, dużo śmiechu. Oczywiście w paczce Mikołaja nie zabrakło słodyczy, których od niedawna Karolek nie zjada już w takich ilościach, jak dawniej. Nawet czekolada czy batoniki, już nie cieszą się zbyt wielkim zainteresowaniem. To nawet lepiej, bo ciągle mamy problem z nadwagą, którą usiłujemy zwalczyć ograniczając małemu Żarłokowi, wieczorne objadanie się. Tak mniej więcej wyglądały mikołajki u Karolka. Co roku o tej porze dociera do mnie fakt, że mojemu dziecku nie trzeba zbyt wiele do szczęścia. Kilka drobnych rzeczy, którymi potrafi się cieszyć. Najbardziej pragnie miłości, coś czego nie muszę kupować i nie potrzebuję pieniędzy, by mu to ofiarować. Może Karolek ma też inne marzenia, o których, się nie dowiem, dopóki sam mi o nich nie powie. Nawet jeśli ma jakieś ukryte pragnienia, jeśli czegoś bardzo chce, albo o czymś marzy, to niech to wszystko się spełni...



sobota, 7 grudnia 2013

Lepsze i gorsze dni...

Pewnego pięknego dnia wchodząc rano do łazienki zastałam niezwykły widok. Karolek stał z podwiniętymi do łokci rękawami i namiętnie wykręcał z wody skarpetkę, którą wyprał w psiej misce. Obok leżała cała sterta przygotowanych przez niego ubrań. Część mokrych, czyli wypranych, leżała w wannie, zaś reszta jeszcze suchych ciuchów czekała na swoją kolej. Oczywiście wszystko wokół pływało w wodzie, ale Karolkowi wcale to nie przeszkadzało. Zapowiadał się dla niego bardzo pracowity dzień, który niestety zepsułam nagłym wtargnięciem do łazienki. Najpierw opanowałam mini powódź, a potem odzyskałam miskę, w której Korri codziennie pije wodę. Biedna psinka, tylko stała obok i patrzyła jak w jej własnej, osobistej misce, Karol urządził wielkie pranie. Cała ta sytuacja rozśmieszyła mnie tak bardzo, że postanowiłam  notować i zapisywać sobie różne wyczyny naszego Łobuza. Jest ich niemało, lecz nie wszystkie wywołują u nas uśmiech. Czasami mamy naprawdę serdecznie dość, kiedy cały dzień, Karolek dwoi się i troi aby zwrócić na siebie naszą uwagę i rozrabia ile tylko wlezie. Właśnie stąd ten tytuł posta "Lepsze i gorsze dni", bo takie one są, kiedy ma się autystyczne dziecko. Już nie raz spotkałam się z opinią rodziców zaglądających do naszego bloga, że czytając go mają wrażenie, że to o nich i ich autystycznych pociechach. Bo nasze dzieciaczki są wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju. Z jednej strony wielkie łobuziaki i urwisy, a z drugiej tak słodkie, kochane i niewinne, że nie sposób się na nie złościć i gniewać za te ich nieziemskie pomysły i szalone wyczyny. Pranie w psiej misce, to nie jedyny wybryk Karolka. Ostatnio z Korri są w tak zażyłych relacjach, że kilka dni temu sam odmawiając sobie słodyczy, nakarmił ją wafelkami w czekoladzie. Dla Korri wafelki, to większy rarytas niż mięso i wydaje się, że zjadłaby tego każdą ilość. Niestety, gdy dała do zrozumienia, że ma już dość słodkiego, Karol nie zwracając uwagi na jej protesty, jedną ręką przytrzymał ją za ucho, a drugą na siłę włożył do pyska batonik. Jakby tego mało, próbował ją zmusić jeszcze do zjedzenia papierka, ale na szczęście w porę wkroczyliśmy do akcji i uratowaliśmy biedną, przejedzoną psinkę. Korri mimo, iż jej życie z Karolkiem, bywa niekiedy bardzo trudne i pełne przykrych niespodzianek, uwielbia spędzać z nim czas, bawić się, a nawet pozwala, aby ciągnął ją za ucho lub ogon. Udaje wtedy, że jest bardzo groźna i delikatnie gryzie Karolka po rączkach. Karolek pamięta o niej zawsze, kiedy nie daje rady skończyć obiadu i często karmi widelcem, podsuwając kawałki kotleta. I jak tu nie kochać takiego przyjaciela, który tak troskliwie dba o swojego pupilka. Do tych lepszych dni zdecydowanie zaliczamy te, kiedy przez cały dzień Karolek nic nie zniszczy, nikogo nie zbije, nie rozbierze się do naga i nie płacze z byle powodu. Ostatnio był jeden taki dzień. Po tym, jak popsuł w domu dwa komputery, zdecydowaliśmy, że nie kupimy nowego, bo nas zwyczajnie na to nie stać. Jeden leży w szafie w opłakanym stanie, a drugi najpierw świecił na zielono, a od kilku dni wcale nie da się włączyć monitora. Najgorsze jest, to że Pulpeciątko nie ma na czym oglądać bajek. Kupiliśmy więc odtwarzacz DVD. Dostał go na Mikołaja, a wraz z nim kilka ulubionych filmów "Uciekające kurczaki", "Shrek", "Mrówka 2" i parę nowych, których jeszcze nie zna. Ah... cóż to był za Aniołek z naszego Karolka, kiedy włączyliśmy mu jego hity na DVD. Nawet nie podejrzewałabym, że nasz Pulpecik potrafi być taki grzeczny i skupiony na bajce przez prawie trzy godziny. To prawdziwy cud. Takich chwil mamy niewiele, najczęściej to biegamy za nim po domu ze slipkami i spodniami, by nie chodził nago, a on je nawet 15 razy dziennie ściąga. Pilnujemy, kiedy idzie do ubikacji, aby niczym się nie wysmarował, ale i tak prawie codziennie, jakoś mu się udaje. Chwila nieuwagi i trzeba go całego szorować. Przyzwyczailiśmy się już, ale marzy nam się taki jeden dzień, gdy nie trzeba będzie tego robić. Jeszcze do tego te krzyki i huczenie. Zawsze wieczorem, przed spaniem, nasz młodszy syn budzi się do życia. Skacze po stole, ławie, szafkach, fotelach, a przy tym ma bardzo, bardzo dużo do powiedzenia. Jego głośne "aaaa, uuuu, iiii, oooo" roznosi się po całym domu. Kiedy jest się zmęczonym, głowa pęka. Lecz nie to mnie niepokoi. Najgorsze, że on sam cierpi, kiedy jest tak bardzo pobudzony. Te nocne szaleństwa zawsze kończą się płaczem, żalem i ogromnymi łzami. Żal mi Biedactwa, gdy tak się męczy. Ostatnio lekarka przypisała nam syropek uspokajający Atarax i to go trochę wycisza. Podajemy mu go tylko w ostateczności, kiedy widzimy, że bez nas sobie nie poradzi. Kiedy śpi, wygląda jak Aniołek. Malutki, zwinięty w kłębuszek blondynek z dziecinną buziunią, cieplutki i z różowiutkimi policzkami. Patrząc tak na niego, aż trudno uwierzyć, że to ten sam mały Łobuziak, który potrafi w ciągu paru minut, przewrócić cały dom do góry nogami. Kiedy tak smacznie śpi, ja siedzę przy nim i nie odrywam oczu od jego cudnej buzi. Najcudowniejszej na świecie... 
Do posta dołączam zdjęcie sprzed kilku lat, kiedy Karolek rozpoczynał swoją przygodę z przedszkolem. Mam takie jedno zdjęcie, które zawsze miło wspominam. Ono najbardziej oddaje to, jakim Karolek jest naprawdę. Zawsze wesoły, dowcipny, z głową pełną pomysłów do zabawy i szaleństwa. Mimo swojego zaczarowanego świata, w którym został zamknięty, potrafi być szczęśliwy, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Dziękuję tym, którzy wywołują ten cudny uśmiech na jego buzi...