sobota, 26 kwietnia 2014

Na zawsze w naszych sercach...

Ojciec Święty Jan Paweł II, to na Jego cześć mój syn został nazwany imieniem Karol. Jak to się stało, pisałam już we wcześniejszym poście http://autyzmkarolka.blogspot.com/2013/03/lolek.html?spref=fb 
W dniu 2 kwietnia, w chwili Jego śmierci, złożyłam obietnicę, której dotrzymałam. Teraz jestem dumna i szczęśliwa, że moje dziecko ma tak wspaniałego Patrona, tak wielkiego człowieka, którego szczerze podziwiam i kocham. Pewnie większość Czytelników mojego bloga wie, że dzień śmierci największego Polaka 2 kwietnia, kilka lat później został ustanowiony Światowym Dniem Świadomości Autyzmu. Być może dla niektórych to przypadek. Ja wierzę, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu, nie zdarza się ot tak, po prostu, ale ma gdzieś ukryty sens. To nie tylko zwykły zbieg okoliczności, że moja pierwsza myśl o Karolku zrodziła się w chwili śmierci Papieża 2 kwietnia i to nie przypadkowo 2 kwietnia stał się Międzynarodowym Dniem Autyzmu. To nie jest przypadek. Kiedyś płakałam, narzekałam na los na to, że mam chore dziecko, a teraz coraz mocniej kocham życie z Karolkiem i jego zwariowanym autyzmem. Mój syn to dar od Niebios, dar za który jestem Bogu bardzo wdzięczna. A jego Patron, najcudowniejszy, jakiego Karolek mógłby mieć. Ja sama Jana Pawła II zawsze lubiłam, szanowałam i podziwiałam, ale taką prawdziwą miłością pokochałam dosyć późno. Było to w 2003 roku, kiedy zaraz po studiach polonistycznych, wyjechałam do Włoch, aby zarobić na życie. Na początku było świetnie, pracowaliśmy wspólnie z mężem, lecz sielanka ta trwała krótko. Musieliśmy zmienić pracę i każde z nas trafiło w inne miejsce. Ja przez trzy miesiące zajmowałam się pewną staruszką, bardzo surową kobietą,wymagającą, od której uciekałam z płaczem kilka razy, a potem znów wracałam, żeby zarobić przynajmniej na bilet w stronę powrotną. Było mi bardzo ciężko. Tym, co najbardziej doskwierało przez te trzy miesiące była samotność, tęsknota za krajem, ojczystym językiem, polskim jedzeniem, rodziną, przyjaciółmi. Nieraz dopadały mnie chwile załamania. Wydawało się, że już nie wytrzymam i rzucę w cholerę tę pracę i kobietę, która mi tak dokucza i uprzykrza życie. I nagle przyszedł jeden przełomowy moment, który nagle wszystko zmienił. Była niedziela. Kiedy nagle weszłam do pokoju, zobaczyłam coś, czego nigdy nie zapomnę. Owa staruszka siedziała pochylona w swoim fotelu, podpierała głowę ręką, patrzyła w telewizor i głośno płakała. Właśnie w telewizji trwała Msza Święta odprawiana przez Jana Pawła II. Kiedy podeszłam, próbowała mi coś powiedzieć po włosku, pokazywała na Ojca Świętego, coś tłumaczyła. Ja tylko odparłam z dumą w głosie, że Jan Paweł II, to nasz, polski a nie włoski Papież. I nagle dotarło do mnie, jak On musi być silnym człowiekiem, jeśli tak bardzo pokochał Boga, że dla Niego opuścił swoją Ojczyznę, przyjaciół, rodzinę, nie załamał się mimo tylu przeciwności losu, jakie go w życiu spotkały. Od tego momentu już mi było o wiele łatwiej. Zmieniły się także moje relacje z ową staruszką. Dowiedziałam się, ile w życiu przeszła, straciła jedynego syna, nie miała żadnych krewnych, ani znajomych, była samotną kobietą. Zrozumiałam już skąd się brało jej rozgoryczenie i chwile złości, które czasami wyładowywała na mnie. Potem już wspólnie zasiadałyśmy do niedzielnej Mszy Świętej i oglądałyśmy ją razem. Na Sycylii, jeśli zapytać kogokolwiek z Włochów, czy znają jakiegoś Polaka, odpowiadają od razu: Jana Pawła II. Nie tylko znają, ale kochają i uwielbiają, bo zawsze wyrażali się o Nim z wielkim szacunkiem oraz podziwem. Myślałam, że opiszę Wam tak po prostu, co mi się kiedyś przytrafiło, a tu mi łezka jedna za drugą popłynęły na klawiaturę komputera. Wspomnienia wróciły, bardzo piękne, jedne z takich, których nigdy nie wymazuje się z pamięci. Jednak to już nie te łzy żalu, które wylałam 2 kwietnia 2005 roku, łzy które sprawiły, że wymarzyłam sobie chłopca, chłopca o imieniu Karol. Moje marzenie się spełniło, mam syna, a syn cudownego Patrona. Patrona, który dla mnie tak naprawdę nigdy, nawet wtedy 2 kwietnia 2005 roku, nie umarł, bo w głębi swego serca, zawsze czułam Jego obecność, troskę oraz ogromną MIŁOŚĆ...



wtorek, 15 kwietnia 2014

Świąteczne życzenia dla Was...


           Zbliża się Wielkanoc, moje ukochane święta, które co roku głęboko przeżywam, święta które zawsze napawają mnie optymizmem, ogromną radością i wiarą w sens naszego istnienia, wiarą w zwycięstwo dobra nad złem, tryumfu życia nad śmiercią. Dzisiaj w szkole, przy której pracuję, zaproszono mnie na przepiękną akademię z okazji zbliżających się świąt. Gimnazjaliści recytowali poezję i śpiewali znane pieśni religijne. Ta uroczystość wzbudziła we mnie głębokie refleksje nad tym, czy my w tej wiecznej pogoni za czymś, za pieniędzmi, karierą, i dostatnim życiem, nie zatracamy tego, co tak naprawdę najważniejsze... Moi Drodzy zamiast kurczątek, króliczków oraz pisanek, które wkrótce zaleją cały internet, umieszczam ten film. Film, który robi na mnie wielkie wrażenie, wywołuje ogromne emocje. Dlatego chciałabym się nim z Wami podzielić, szczególnie w tym ważnym czasie przeżywania Świąt Wielkanocnych.

Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych razem z Karolciem pragniemy, złożyć najserdeczniejsze życzenia, by dzieląc się jajkiem, nigdy nie zabrakło w nas dobra i miłości. Niech Zmartwychwstały Chrystus napełni nasze serca nadzieją, radością oraz obfitością wszelkich łask. Życzymy dużo zdrowia, pogody ducha, wiary i siły w pokonywaniu wszelkich trudności oraz umiejętności dostrzegania piękna otaczającego nas świata.
     Wesołego Alleluja Kochani!!!