piątek, 30 maja 2014

O wszystkim i o niczym...

Od jakiegoś czasu mam ogromną ochotę pisać. Tysiące spraw, myśli i tematów przebiega przez moją głowę. Jednak, gdy zaczynam pisanie, czuję w sobie jakąś dziwną pustkę, totalną niemoc. Mimo wszystko tym razem spróbuję, może natchnie mnie wena twórcza i powstanie w miarę znośny post. 
Niedawno obchodziliśmy Dzień Matki. U nas był to smutny dzień. Owszem dostałam od Karolka i Sylwusia piękne kartki z życzeniami, kwiatka i byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. Niestety nie mogliśmy się cieszyć do końca, ponieważ moja mama, czyli babcia Sylwusia i Karolka miała poważną operację. Przykro, że to akurat w takim dniu. Przypomniała mi się wtedy data czwartych urodzin Karolka, kiedy to otrzymał z poradni diagnozę autyzmu. Ogarnął mnie wtedy straszny żal, że w dniach, które powinny sprawiać radość, my się smucimy i lękamy o czyjeś zdrowie lub życie. Na szczęście operacja się udała, więc odetchnęliśmy z ulgą. Nie tylko to mnie niepokoi ostatnio. Coraz częściej mamy problem ze znalezieniem czasu na wszystko, a szczególnie na to, by spędzać go z Karolkiem. Wiem, ze on mnie bardzo kocha i potrzebuje, ale z drugiej strony nie mogę i nie potrafię być przy nim cały czas. W zeszłym tygodniu musieliśmy się rozstać na trzy dni, bo trafiła mi się wycieczka do Pragi. Pierwszy raz nie było mnie tak długo przy Karolku. Bałam się strasznie tej rozłąki, bo wiedziałam, że bardzo ją bardzo przeżyje. Dzień mu jakoś zleci, ale przed snem będzie mnie wszędzie szukał. Na szczęście biedaczek jakoś przetrwał te kilka dni, a ja porządnie wypoczęłam. Wróciłam zrelaksowana, odprężona i teraz wszystkie moje myśli skupiają się głównie na nim. Coraz częściej ubolewam nad tym, że Karolek nie potrafi mówić, ta myśl nie daje mi spokoju. Gdy byłam na wycieczce, dzwoniłam do domu, a Karolek słuchał mojego głosu i śmiał się z radości. Ahh... gdyby tak mógł poopowiadać mi jak bardzo za mną tęskni, jak mocno chciałby się przytulić, o ileż by to wszystko było prostsze. A ja muszę się domyślać, muszę czytać w jego myślach, spojrzeniu, gestach. Już to potrafię, wyuczyłam się na pamięć. Jednak ciągle jeszcze przerażają mnie pewne sytuacje, które mogą, choć nie muszą zdarzyć się w naszym życiu. Brałam niedawno udział w dyskusji na temat autystów i jedna ze znajomych opowiedziała historię autystycznego chłopca, który pewnego dnia dostał ataku szału, stał się bardzo pobudzony, a nawet agresywny. Sprawa była na tyle trudna, że rodzice zawieźli go do szpitala. Tam oczywiście zrobiono mu podstawowe badania, a potem podano środki uspokajające. W następny dzień i przez dwa następne sytuacja powtarzała się, więc faszerowano go dalej silnymi lekami uspakajającymi. W końcu znalazł się jeden mądry lekarz, który stwierdził, że chłopca trzeba porządnie zbadać. Niestety, zanim znaleziono przyczynę tych dziwnych zachowań, chłopiec zmarł. Miał zaledwie 22 lata. Przeraziła mnie strasznie ta historia, choć już nie zdziwiła tak bardzo, ponieważ sami mieliśmy parę lat temu przygodę z zapaleniem ucha, kiedy to lekarz nie zbadał Karolka, ale odesłał cierpiącego i skomlącego do domu. Karol płakał dwa dni, mimo, że podawałam silne dawki leków przeciwbólowych, a po drugiej nocy nad ranem smacznie usnął. Kiedy obudził się, jego zagłówek oraz ucho były pełne krwi i ropy. Do dziś nie wiem, dlaczego nie złożyłam skargi na lekarza. Zlekceważył nas wtedy, nie zajrzał Karolkowi do ucha, chociaż sama o to poprosiłam, gdyż domyślałam się przyczyny takiego płaczu. Był  wtedy weekend, więc nie miałam możliwości iść i sprawdzić u innego lekarza, co dolega Karolkowi. Pozostało mi tylko pogotowie, na którym mojemu choremu i cierpiącemu dziecku nie udzielono żadnej pomocy. Te problemy, zdarzenia, myśli, wracają za każdym razem, jak bumerang, kiedy czytam o takich przypadkach, jak opisany powyżej. Nigdy nie pogodzę się z faktem, że Karol nie mówi. To będzie bolało zawsze... Każdy jego gest, każde spojrzenie, dotyk - ze wszystkiego, zawsze i wszędzie, będę czytać słowa, jakie by do mnie przemówił. Co najgorsze, im Karolek starszy, tym mniej we mnie wiary w to, że  się odezwie, powie choć jedno słowo. Coraz mniejsze szanse na to. Czekam jednak cały czas, jeszcze trochę tli się we mnie tej nadziei, choć wiem, że tak naprawdę wszystko w rękach Boga. Na tym zakończę swe użalanie, bo wiem, że nic mi ono nie da. Jednak mimo wszystko o pewnych sprawach chcę, żebyście wiedzieli. Łatwiej Wam będzie zrozumięć autyzm i zamknięte w jego świecie dzieci... no i nas, rodziców, którzy otrzymali od życia swoje Autystyczne Szczęście. Za każdym razem, kiedy patrzę na roześmianą, zadziorną buzię Karolka, zastanawiam się, jaki byłby bez tego swojego autyzmu. Czasem wydaje mi się, że to autyzm sprawia, że tak go kocham, uwielbiam, że poza nim nie widzę świata. Dzieci autystyczne są inne, niezwykłe. Mają w sobie coś takiego, coś czego nie potrafię nazwać, ale co sprawia, że zachwycam się nimi. One mają swoje własne życie i świat, do którego nam zwykłym ludziom dotrzeć ciężko. 

Być mamą dziecka autystycznego, to najpiękniejsza rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu!!!





niedziela, 18 maja 2014

Nasze Anioły nie śpią...

To post, w który pragnę kilku osobom serdecznie podziękować. Naprawdę mamy za co!!! Obiecywałam, że napiszę o miłych niespodziankach, jakie nas ostatnio spotkały, więc słowa dotrzymuję. Pierwsza niespodzianka jest bardzo, bardzo słodka. Do naszych małych łasuchów, a zarazem grubasów Sylwka i Karolka, trzy tygodnie temu przyszła pocztą ogromna paczka łakoci: ciastek, czekolad, czekoladek i cukierków przysłana przez Ciocię Kasię z Warszawy. Ależ była radość z tego prezentu. Małe łobuzy tak ochoczo zabrały się za konsumpcję, że do akcji musiała wkroczyć mama i do dziś pełni rolę strażnika tych słodkości. Raz tylko, gdy sytuacja nieco wymknęła się spod kontroli, Karol schował się i zjadł na raz 10 wafelków. Dzisiaj wafelki są schowane wysoko na szafie i Karolek, kiedy ma ochotę na jakiś rarytas, pokazuje paluszkiem, by mu podać. Reszta także pilnie strzeżona i wydzielana pod czujnym okiem mamy. 
    Ciociu Kasiu dziękuję za osłodzenie życia moim chłopakom. To pierwszy taki miły i słodki prezent, jaki Karol z Sylwkiem otrzymali. Żeby zrozumieć naszą wdzięczność, najlepiej by było zobaczyć ich szczęśliwe, umorusone czekoladą buzię :))) 

        Kolejny prezent, jaki dostały moje dzieci sprawił, że będąc w banku, autentycznie z wrażenia usiadłam na krześle. Z incjatywy Barbary, Joasi i Piotra Burzyńskich, cała moja rodzina zadeklarowała się pomóc, przekazując środki na leczenie oraz rehabilitację Sylwusia i Karolka. W sumie przekazano nam 2.200 zł. Dla nas jest to bardzo duża kwota, równa prawie pięciu miesięcom terapii logopedycznej Karolka. Będzie nam teraz dużo, dużo lżej. Prawdopodobnie opłacimy część terapii logopedycznej Karolkowi, a reszta zostanie na hipoterapię. No i niedługo zamierzamy dalej jeździć z chłopcami na basen do Jarosławia, co także wiąże się z kosztem. Takie wsparcie finansowe, to ogromna pomoc dla nas. Wiem, pieniądze szczęścia nie dają, ale jeśli ich nie ma, wtedy jest bardzo, bardzo ciężko. U nas było czasami źle, ale teraz przy takiej pomocy, jakoś sobie radzimy. 
Pragnę serdecznie podziękować wszystkim, którzy ofiarowali nam swoje ciężko zapracowane pieniążki. Tym, którzy potrafią podzielić się z kimś, komu czasem tego grosza na wiele rzeczy brakuje. Tymi pieniążkami naprawdę sprawiliście nam ogromny prezent. Nie wiem nawet, jak możemy wyrazić naszą wdzięczność wobec tak wielkiego gestu pomocy i Waszej ofiarności. Dziękujemy z całego serca!!! 
Są to następujące osoby:
Barbara Perłowska
Andrzej Bury
Jolanta Ćmikiewicz
Izabela Ziobrowska
Kazimiera Kość
Janina Ziobro
Dorota Ziobro
Marcin Ziobro
Maciej Ziobro
Piotr Borowiak
Krystyna i Wiesław Kość
Danuta i Stanisław Potoczny
Eugenia i Jan Kasjan
Wszystkie te osoby to nasza daleka bądź bliska rodzina, wujkowie i ciocie, kuzyni i kuzynki, których połączyła jedna osoba: mój zmarły wujek Tadeusz, osoba wspaniała, ciepła, niezwykła, której zawsze będzie mi bardzo, bardzo brakowało. Rok temu, po śmierci wujka, napisałam "List", którego na początku nie publikowałam, ponieważ jest to tekst bardzo osobisty. Dzisiaj minęło już trochę czasu, dlatego umieszczam Wam link: http://autyzmkarolka.blogspot.com/2013/09/ostatni-list.html. Nasza Familia jest zaprzeczeniem powiedzenia, że "z rodziną wychodzi się dobrze, tylko na zdjęciach". Raz na rok lub dwa lata organizowane są zjazdy rodzinne, które zaczynają się Mszą Świętą, a kończą wspólnym przyjęciem i mile spędzonym czasem. Mamy swoje olbrzymie drzewo genealogiczne, którego autorem jest śp. wujek Tadeusz. Ksiądz, który odprawiał Mszę Świętą, powiedział, że pierwszy raz spotyka się z takim pielęgnowaniem rodzinnych tradycji, z tym że tylu spokrewnionych ze sobą ludzi potrafi się zjednoczyć oraz być ze sobą, czuć potrzebę kontaktu, poznawania swoich zarówno bliższych, jak i dalszych krewnych. Dlatego jestesmy ogromnymi szczęściarzami, mając taką wspaniałą rodzinę. Również i w naszej sprawie, potrafili zjednoczyć się i wspólnie zrobić coś dla naszego autystycznego Karolka i Sylwusia, którzy potrzebują stałej opieki i terapii.
     Jesteśmy dumni z takiej Rodziny i ogromnie wdzięczni za każdą otrzymaną od Niej pomoc! Dziękujemy!!! :)))

czwartek, 15 maja 2014

Majowy zawrót głowy...

Tym, co doskwiera nam ostatnio, jest zwykły brak czasu, odrobinę chwil błogiego spokoju i słodkiego lenistwa, których nam wszystkim brakuje. Ciągła gonitwa, mnóstwo niepozałatwianych spraw, wyjazdy, spotkania, a wieczorami całkowite wyczerpanie, krótki sen i od nowa... to samo. Właściwie to nic takiego nie robimy; praca, dzieci, koło, w którym działam, no i najważniejsze: przygotowania Sylwka do przyjęcia pierwszej Komunii Świętej. To zajęło nam najwięcej czasu. Dlatego odrobinkę zaniedbaliśmy Karolka. Przez większość dnia zajmowały się nim panie przedszkolanki, specjaliści i terapeuci, a mama tylko utulała do snu. Karolek oczywiście wykorzystał chwilowy brak zainteresowania jego osobą i zrobił się z niego straszliwy łobuz. Przestał jeść urozmaicone pokarmy oraz wrócił do swojego uwielbianego chlebka, którego potrafi zjeść nawet pół bochenka w ciągu kilku minut. Przez to dalej zaczął się problem z nadwagą. Poza tym Karol przy każdej okazji zrzuca z siebie ubrania i biega półnago po domu. O tym, że zrobił się uparty, już nawet nie mam ochoty pisać. Wolę przemilczeć, mając nadzieję, że to tylko chwilowe, że niedługo zmądrzeje i przestanie cwaniakować. Poza tym tęsknimy za piękną pogodą, za tym, by wreszcie wyjść z domu, gdzieś pojechać, coś zwiedzić, poopalać się na cieplutkim słoneczku. Jeśli chodzi o Komunię Sylwusia, wszystko poszło super. Sylwuś świetnie sobie poradził, był dzielny, nawet kiedy jako pierwszy ze swoim kolegą, niósł dary do ołtarza. Był z siebie baaardzo dumny i my z niego też. Karolek również, zdając sobie sprawę z powagi tak ważnego wydarzenia, przez całą Mszę siedział cichutko, jak anioł. Zadziwił nas wszystkich swoją postawą. Był tylko bardzo ciekawy, tego co się działo i wszystko chciał widzieć, przez co kilka razy o mało nie wypadłam z ławki, tak się wiercił i wychylał na wszystkie strony. Jednak zaraz po Mszy musieliśmy go odprowadzić do samochodu, bo biedaczek miał już dość. Tym bardziej, że pierwszy raz w życiu musiał założyć czarne, odświętne spodnie z kantem i eleganckie buty. Nie obyło się więc bez wrzasków, szamotaniny i użycia siły. Jeszcze do tego ta nieszczęsna koszula, ale cóż, dla urody trzeba cierpieć. Na szczęście Karolek widział, że wszyscy mężczyźni są podobnie ubrani i to go chyba ostatecznie przekonało do zaakceptowania swojego odświętnego stroju. Podczas przyjęcia wolał być sam w swoim pokoju, gdzie czuje się najlepiej. Tam zjadł w samotności swój uwielbiany rosołek, a żeby zjeść drugie danie zszedł do gości. Czas minął nam bardzo szybko, było miło, radośnie... oby jak najwięcej takich chwil. Potem "biały tydzień", a teraz trochę luzu, więc postanowiłam napisać, co u nas, bo wiele osób od dłuższego czasu mnie o to pyta. Przyznam, że to mi dodaje chęci do pisania, ale gdy brak czasu, to nawet i chęci nic nie pomogą. Przez ten czas przerwy działo się dużo złych i dobrych rzeczy. Złe dotyczą głównie mnie samej, bo powróciły moje dawne problemy ze zdrowiem. Na szczęście sytuacja już nieco opanowana. Sprawy przyjemne dotyczą głównie Karolka, ale o tym będzie oddzielny post. Mam tylko nadzieję, że teraz trochę wreszcie odpoczniemy i poleniuchujemy, jak to na majowy miesiąc przystało...