Mit silnej kobiety…
Od
kiedy ujawniłam, jak wygląda nasze życie, walka z chorobą oraz wszelkimi
przeciwnościami losu, wiele osób pisze, że jestem silną kobietą. Owszem, życie
postawiło mnie przed trudnym egzaminem, którego zdać łatwo nie będzie. Pewnie,
gdyby moje dzieci były zdrowe, wszystko potoczyło by się trochę inaczej. Jednak
nie są, a ja muszę robić wszystko, żeby w życiu nie było im gorzej aniżeli innym.
Staram się bardzo, ale łatwo nie jest. Czy jestem silna? Powinnam, ale nie wiem
czy jestem. Tak trudno być silnym, kiedy codziennie żyje się ze świadomością,
że moim dzieciom jest ciężko, że ograniczone są chorobą, która całkowicie
opanowała ich życie. Jeszcze dwa lata temu wydawało mi się, że pomimo wszystko,
radzę sobie z tym, co spotkało moją rodzinę i nie ma takich problemów, którym
nie potrafiła bym stawić czoła. Byłam zadowolona, że mam w sobie tyle siły, do
pokonywania trudności. Miałam tylko jeden, jedyny problem. Od jakiegoś czasu
męczyły mnie bóle brzucha o różnym nasileniu. Z czasem brzuch bolał coraz to
bardziej, czasem nawet do tego stopnia, że nie mogłam wstać z łóżka. Widząc, że
problem sam się nie rozwiąże, trafiłam w końcu do lekarza. Lekarz stwierdził,
że muszę mieć podrażniony żołądek i przepisał mi odpowiednie leki. Po kilku
miesiącach przyjmowania lekarstw i stale pogarszających się bólach, trafiłam do
szpitala, obawiając się możliwie najgorszych chorób. Znalazłam się na oddziale
gastro endokrynologii, gdzie wykonano mi wszystkie niezbędne badania i nie
znaleziono żadnej przyczyny tego koszmarnego bólu, który nie dawał mi spokojnie
żyć. Lekarz powiedział tylko, że „trochę mniej nerwów i wszystko będzie
dobrze”. Jedyne leki, jakie stamtąd dostałam, to antydepresanty. Biorę je do
dzisiaj, chociaż nieregularnie i z przerwami, ale biorę.
Myślałam, że to ja jedyna sobie nie daję rady, było mi strasznie wstyd. Teraz
już nie, no może jedynie przed tymi, którzy mają chore dzieci i są silniejsi
niż ja. Jeśli są takie osoby, to nawet im trochę zazdroszczę tej siły i mocy,
której mnie nieraz zwyczajnie brakuje. Wiele czytam o autyzmie, a ostatnio
także o problemach rodziców, którzy posiadają autystyczne dzieci. W jednej z
książek, jaką miałam ostatnio w ręce, poruszono problem stresu matek i rodzin
dzieci z autyzmem. Poczułam się, jak bym czytała o sobie, ponieważ podobne
problemy mam nie tylko ja, ale większość rodziców, u których pojawiło się
autystyczne dziecko. Na podstawie swoich doświadczeń, wiedzy jaką dały mi
studia z oligofrenopedagogiki oraz informacji przyswojonych z książki pt.
„Dziecko autystyczne” postaram się przybliżyć, jak wygląda życie takiej matki,
a dokładniej jakie trudności codziennie napotyka w swoim życiu. Zacznę tu od
tego, że na podstawie kilku przeprowadzonych badań, w celu porównania pod względem
przeżywanego stresu matek dzieci z autyzmem, zespołem Downa oraz dziecięcym
porażeniem mózgowym, stwierdzono że posiadanie dziecka autystycznego wiąże się
z najwyższym poziomem stresu. Ma na to wpływ kilka różnych czynników:
1.
Otrzymanie diagnozy, często po odwiedzeniu wielu specjalistów wyrażających
całkowicie odmienne opinie na temat tego, co dzieje się z dzieckiem. Żyjący w
ciągłej niepewności rodzice, w tych trudnych chwilach, są podatni na utratę
kontroli nad własnym życiem oraz życiem całej rodziny. Dla niektórych z nich
długo oczekiwana diagnoza autyzmu paradoksalnie przyjmowana jest z ulgą. Są też
tacy, którzy tworzą przeróżne wyobrażenia wzmagające lęk oraz poczucie
niepewności.
2. Niezwykle trudne do zniesienia dla rodziców
dzieci z autyzmem jest poczucie braku emocjonalnego przywiązania ze strony
dziecka. Chodzi tu głównie o sposób przekazywania uczuć, który jest tu
zazwyczaj mniej czytelny niż u innych. Poczucie bycia obojętnym dla dziecka
wywołuje u rodziców bolesne uczucie odrzucenia. Na poczucie uprzedmiotowienia
wpływać może także brak kontaktu wzrokowego z dzieckiem, które często patrzy
nie „na”, ale raczej „przez” osobę oraz niechęć do wszelkiego dotykania,
głaskania lub przytulania. Wszystko to razem może wzmacniać przekonanie rodzica,
że jest wciąż odrzucanym przez własne dziecko.
3. Innym stresorem są sztywne zachowania,
przyzwyczajenie dziecka autystycznego do stałości i rutyny. Od rodziców wymaga
to olbrzymiej cierpliwości oraz organizowania czasu według schematu
funkcjonowania tegoż dziecka. Jest to również przyczyną trudności przeżywanej
przez zdrowe rodzeństwo, kiedy ich problemy i potrzeby spychane są na dalszy
tor.
4. Dużym kłopotem dla rodziców jest „dziwaczność” zachowań dzieci
autystycznych, szczególnie wtedy, kiedy zdarza się to w miejscach publicznych.
Wygląd dziecka, który nie objawia żadnych oznak niepełnosprawności, skłania
innych do oceniania go jako niegrzecznego i źle wychowanego przez rodziców.
Skutkiem tego jest to, że rodzice często unikają wychodzenia z domu, stają się
samotni, nie mają znajomych i przyjaciół, ponieważ nie wystarcza im czasu na życie
osobiste.
5.
Bardzo mocno obciążający jest fakt zależności dziecka od rodziców przez całe
ich życie. Wiąże się to z ogromnym lękiem o dziecko i to, co stanie się z nim,
gdy ich zabraknie. Niepokój ten związany jest również z brakiem dobrze
funkcjonującego w Polsce systemu pomocy dla osób z autyzmem. Czyni to sytuację
rodziców dzieci z autyzmem silnie stresującą, pełną obaw i niepokoju.
6.
Ostatni czynnik stresogenny, to po prostu zwykły brak chwili wytchnienia przez
rodzica, który całymi dniami musi zajmować się chorym na autyzm dzieckiem. Odrobina
spokoju, ciszy, troszkę czasu tylko dla siebie, o tym marzy większość rodziców.
Rodzic dziecka autystycznego nie zna takich pojęć, niestety.
To
sześć podstawowych przyczyn stresu uważanych za najbardziej typowe dla rodziców
zmagających się z autyzmem. Ile rodzin, tyle samo opinii na ten temat. Każdy ma
prawo do swojego zdania i swoich odczuć związanych z chorobą dziecka. Jeśli
chodzi o naszą rodzinę, to tym najsilniejszym stresorem są czynniki opisane w
punkcie piątym. Myśl o tym, co będzie z naszymi dziećmi, gdy nie będzie już
nas, jest tym co spędza mi sen z powiek, jest tym, co mnie przeraża, tym o czym
staram się nie myśleć, a drugiej strony muszę przecież, ponieważ kiedyś ten
czas nastąpi… taka jest kolej rzeczy. Nie boję się już niczego innego.
Pogodziłam się z diagnozą, zobojętniało mi to, co myślą o moim dziecku inni, ci
którzy o autyzmie nie mają pojęcia, a z taką łatwością krytykują i oceniają.
Nie przejmuję się już nimi, bo nie warto przecież. Podporządkowaliśmy już całe
nasze życie pod potrzeby Sylwusia i Karolka. Nie żalimy się, nie skarżymy,
kiedy jeździmy od lekarzy do lekarzy, do terapeutów, specjalistów, kiedy
wracamy do domu wieczorami i codziennie przed spaniem wysłuchujemy koncertu
Karolka. Koncertu, którego chyba każdy inny śmiertelnik by nie wytrzymał, no
chyba, że z zatyczkami w uszach. Nie czuję także braku przywiązania
emocjonalnego przez Karolka, bo jest on dzieckiem, które domaga się bliskości,
przytulania, lubi, gdy ktoś się nim zajmuje, poświęca mu swój czas. Może,
jedyna rzecz jakiej bym chciała, to ta odrobina czasu dla siebie, błogiego
spokoju, beztroski, ciszy. Czasami marzę o takich chwilach, bo mamy ich o wiele
za mało. Cóż zrobić, takie życie. Podsumowując to wszystko, co do tej pory
napisałam, Karolek i Sylwuś są największym szczęściem, jakie mnie spotkało.
Dzięki nim nauczyłam się doceniać wszystko to, co dobre i piękne. Przy nich
uczę się wrażliwości, dobroci, cierpliwości, uczę się żyć. A siła? Czy ją mam?
Pokonuję codziennie trudności, walczę o moje dzieci, ale mam poczucie, że to wciąż
za mało, że powinnam więcej, lepiej. Jestem tylko człowiekiem, a chciałabym móc
zrobić tak, aby któregoś dnia obaj wyzdrowieli. Nie potrafię, może zbyt mało
się staram? Brakuje mi takiej mocy, która przywróciła by zdrowie moim dzieciom.
Bo my rodzice nie mamy zwyczajnych dzieci. Mamy niezwykłe pociechy, dla których
potrzeba nam ogromnej siły i wielkiej miłości.
Wtedy, kiedy jest ta niesamowita siła oraz ta prawdziwa i
szczera miłość, w życiu zdarzają się cuda…
Ta miłość daje nam siłę, ale są i chwile zwątpienia Aga wszyscy mamy te problemy, a z wiekiem sił ubywa i stresu przybywa
OdpowiedzUsuńnie starasz się mało, starasz się jak najlepiej umiesz, jesteś dla Chłopców najwspanialszą i najukochańszą Mamą
Dziękuję Ci Aniu za ciepłe słowa :) Pozdrawiam Was cieplutko :) Całusy dla Madzi ;)
OdpowiedzUsuńPowtórzę się za Anią: Agnieszko jesteś najwspanialszą i najukochańszą Mamą dla synów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:)
Dziękuję Danusiu, również pozdrawiam :)
UsuńAgnieszko nie ma litości czas działa na nasza niekorzyść sił z wiekiem mniej ale ta właśnie miłość naszych pociech magiczna;) Jesteś wspaniałą Mamą;* Damy radę;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Marzenko :) Pozdrawiam i przesyłam moc buziaczków dla Iskierki :)
Usuńeh - u mnie też ten punkt 5 najbardziej stresuje. Mam cichą nadzieję, że mój mały wyjdzie na tyle z tego, że będzie mógł sam funkcjonować - ale kto to może przewidzieć? Tak sobie myślę, że może im więcej dzieciaków z zaburzeniami - tym kiedyś więcej będzie ośrodków dla dorosłych. Tylko nie wiem czy pokolenie naszych dzieci się załapie na to :) Ciężko myśleć co będzie za 30 lat - skoro nie wie się co będzie jutro :)
OdpowiedzUsuńTaki już nasz los Martunia, ale musimy wierzyć, że będzie dobrze i że wszystko się ułoży. Tak sobie powtarzam, że zamartwianie się nic tu nie da i nie pomoże, ale czasami to silniejsze ode mnie :(
UsuńEch... nie ma dnia żeby nie bolał mnie brzuch. Podejrzewałam, że to somatyczny objaw depresji, a teraz jestem już pewna :)
OdpowiedzUsuńMusisz być silna Basiu. Ja tak często sobie to powtarzam, że czasami mnie nie boli... :( Bardzo pomaga mi to, że przestałam przejmować się wieloma sprawami, które martwiły mnie wcześniej. Oddzieliłam sprawy ważne od tych błahych, drobiazgów, którymi nie powinnam się przejmować. Staram to codziennie kontrolować i trochę jest lepiej. Dużo siły Basiu :) Pozdrawiam i mocno ściskam :)
Usuń