Czas na trampolinę…
Karolek
od dawna uwielbiał wspinaczkę i skoki. Właściwie to od momentu, kiedy po raz
pierwszy pojawił się u niego autyzm. Wspinał się wszędzie, na taborety, stół,
łóżka, meble i ciągle coraz to wyżej. Nie zaobserwowałam u niego żadnego lęku wysokości,
co było sygnałem, że nie możemy ani na chwilę spuścić go z oczu, bo może stać
się coś bardzo złego. Karol mając cztery lata, oprócz szaf, opanował wszystkie
meble w domu. Nie było takiego stołu, czy szafki na której by nie był. Do tego
wchodząc na nie obsmarowywał i brudził dookoła ściany, czym się tylko dało.
Chodził także po parapetach więc z czasem musieliśmy z niektórych okien
powyciągać klamki. Podobnie zresztą, jak w drzwiach balkonowych, przez które
zapewne by wyfrunął, gdyby tylko udało mu się wyjść na zewnątrz. Drugą, oprócz
wspinaczki, ulubioną dyscypliną sportową Karolka były skoki. Są to skoki
głównie po łóżkach i kanapach. Karolek je uwielbia i za swojego krótkiego
życia, skasował nam już dwa pojedyncze łóżka, na których miał spać. Skakał tak
intensywnie, że kilka razy trzeba było dobijać gwoździami stelaż, a za którymś
razem to już nie pomogło i prawie nowe łóżka trzeba było wyrzucić. Zostały po
nich tylko dwa materace, które w lecie wynosimy na podwórko, żeby obaj z
Sylwusiem mogli się do woli wyskakać. Same materace jednak szybko się znudzą,
dlatego od jakiegoś czasu zaczęliśmy myśleć o zakupie trampoliny, a to głównie
z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że Karol i Sylwuś będą mieć wspaniałą
zabawę, a drugim jest konieczność pozbycia się okrągłych brzuszków, które tak
jednemu jak i drugiemu już spore urosły. Jeszcze niedawno martwiliśmy się, że
nic nie jedzą,zaś na nich sama skóra i kości, teraz próbujemy walczyć z
nadwagą.W tym roku okazało się, że większość ubrań, głównie spodni i spodenek,
jest na nich za ciasna, a największy problem sprawia brzuch, który nie może się
w żadne z tych ciuchów pomieścić. I tak zrodziło się marzenie o trampolinie.
Marzenie…, bo dla nas wydatek 600 złotych to kolosalna kwota, kiedy jest tyle
innych potrzeb. W końcu nam się udało. Za pieniążki, które zwrócono nam z
fundacji za faktury i rachunki, jakie wysłałam, kupiliśmy naszym dzieciom
upragnioną zabawkę. Radości nie było końca. Moje Skarby gdyby tylko mogły,
najchętniej spędzałyby w trampolinie cały dzień. No i co najważniejsze Sylwuś,
który do tej pory narzekał na samotność, zyskał wielu kolegów…. i koleżanekJ, z czego bardzo jesteśmy
zadowoleni. Karolek, o którym myśleliśmy, że bardziej preferuje samotność,
także uwielbia towarzystwo innych dzieci. Kiedy do nas przychodzą, śmieje się i
krzyczy z radości. Jest nawet mały problem z tym, że na trampolinie dzieciaki
nie chcą skakać pojedyńczo, ale w towarzystwie. No i jak tu zadbać o ich
bezpieczeństwo, kiedy chcą koniecznie skakać w trójkę czy czwórkę. Na razie
zgodziłam się tylko na zabawę w parach i tak pewnie zostanie. Boję się, by
maluchom nie stało się nic złego. Miejmy nadzieję, że nie. Poza tym taka
trampolina to same zalety, codzienna porcja ruchu wyśmienita dla zdrowia,
odprężenie i odpoczynek, a w naszym przypadku, spędzanie czasu w fajnym
towarzystwie. Kiedy nie ma dzieci, sama korzystam z tego dobrodziejstwa,
głównie po to, by odreagować nagromadzone w ciągu dniaemocje, wyszaleć się
porządnie oraz pozbyć brzuszka, który także się u mnie ostatnio pojawił, choć
myślałam, że taka chwila już nigdy nie nastąpi. Pod wpływem stresu zawsze sporo
chudłam. Teraz już nie denerwuję się tak bardzo, zauważam wiele pozytywnych
rzeczy wokół mnie, a wsparcie przyjaciół i znajomych daje mi niezłego kopa i powera
do pracy.Cieszę się bardzo tym zakupem trampoliny, bo pomysł okazał się
trafiony. Najważniejsze, że Karol i Sylwuś się cieszą, a przy okazji także inne
dzieci, które codziennie przychodzą.Mamy już teraz swój mały plac zabaw na
podwórku, huśtawki, zjeżdżalnię i trampolinę. Niedługo pewnie nadmuchamy basen
i dzieciaki będą się bardzo cieszyły. Ach, nie ma nic cenniejszego niż zobaczyć
radość na ich małych, ślicznych buziach…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz