Chorujemy…
Ledwo
zaczęła się jesień, a już naszego Pulpecika dopadło obrzydliwe i wstrętne
choróbsko. Wszystko zaczęło się niewinnie, na początku nic nie wskazywało na chorobę prócz tego, że z małego Diabełka nagle zrobił się Anioł. Karolek stał się bardzo grzeczny, spokojny i cichy, ciągle łasił się do
wszystkich i przytulał. Potem, jak nigdy, usnął zaraz po obiedzie. Kiedy się już
zbudził, ku naszemu zdziwieniu okazało się, że wcale nie przeszkodziło mu to
zasnąć po raz drugi, w nocy. No i wtedy się zaczęło. Obudził nas cichy płacz, bo Karolek był
tak ochrypnięty, że nie mógł wydobyć z siebie głosu. Po rozpalonej
gorączką buzi, strumieniami lały się łzy. Patrzył na nas takim wzrokiem, jakby
prosił, żeby nie bolało, aby coś zrobić, pomóc. Podaliśmy szybciutko środki
przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, ale nawet to nie pozwoliło mu spokojnie
usnąć. Ciągle budził się i płakał. Nieco ulgi przyniosły dopiero inhalacje z
soli fizjologicznej. Karolek nie tylko nie protestował, ale sam trzymał kilkanaście
minut przy buzi maskę z wziewem. Na drugi dzień zabraliśmy słabiutkiego i
piszczącego z bólu Pulpecika na pogotowie. Tutaj, jak zwykle, ta sama seria
pytań, a wśród nich moje ulubione: „Czy powiedział, co go boli?”. Uwielbiam to
pytanie. Wiecie dlaczego?... Bo zawsze na początku wizyty powtarzam tę samą
regułkę, że Karolek jest dzieckiem autystycznym i nie mówi. Mimo tego, że przy
każdej wizycie informuję o tym lekarzy, to i tak zawsze muszą zadać mi to
idiotyczne pytanie. Patrzę wtedy lekko zdziwiona, a później odpływam myślami.
Wyobrażam sobie, jak by to było, gdyby Karol powiedział, co go boli, jak wiele
by to zmieniło, ułatwiło sprawę w zwykłych codziennych relacjach z moim
dzieckiem. Nie musiałabym już bać się o niego tak strasznie, o jego zdrowie, dobre
samopoczucie. Podałabym lek, którego potrzebuje, zrobiłabym wszystko, aby choć
trochę mu pomóc i ulżyć w cierpieniu. A ja muszę się wszystkiego domyślać,
obserwować jego zachowanie, ruchy gesty i tylko z tego, tylko w taki sposób
wnioskować, co jest nie tak, czy boli go brzuszek, uszko, a może gardło. Tym
razem gardło, stąd ta okropna chrypa i brak głosu. Lekarz przypisał antybiotyk
i się kurujemy. Antybiotyk zakupiliśmy truskawkowy, bo w przeciwnym
wypadku, musielibyśmy go wypić sami. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby
naszego Karolka do spożycia, czegoś czego nie lubi. Od niedawna, bo od kilku
miesięcy, takim znienawidzonym przez niego płynem, są antybiotyki. Mieliśmy
prawdziwy problem przy ostatniej chorobie, bo wszystko wypluwał, a w najgorszym
przypadku zwymiotował. Dlatego poprosiłam lekarza o receptę na coś smacznego i
Karol bierze antybiotyk o smaku truskawkowym. Na razie nie protestuje i
dzielnie walczy z chorobą. Leczymy się drugi dzień, ale poprawa jest niewielka.
Karolek jest jeszcze bardzo słabiutki, dużo śpi, prawie nic nie je, jedyne co
popija, to jego ulubiony sok Kubuś marchwiowo – jabłkowo – bananowy. Uwielbia
go. No i cały czas nie rozstaje się z laptopem. Słucha muzyki, ogląda bajki i
czeka, aż jego mama wróci z pracy i potowarzyszy mu trochę, żeby nie czuł się
zbyt samotny. Ja kocham spędzać z nim czas, przytulać go, całować. Przy nim
czuję się szczęśliwsza i spokojniejsza, nawet jeśli dopada mnie smutek. Miejmy
nadzieję, że Karol szybko wróci do zdrowia i do swoich codziennych zajęć. Bo
dom bez jego psot i figlów, to nie ten sam dom. Brakuje w nim jego śmiechu,
krzyku, zabaw z Sylwkiem i z Korri oraz tego ciągłego śpiewania, którego
czasami mam tak serdecznie dość. Po leczeniu czeka nas kuracja uodparniająca. Nie
damy się wstrętnym obrzydliwym wirusom. Szkoda życia na choroby...
biedactwo :( wracaj szybciutko do zdrowia mały zuchu i pośpiewaj mamusi :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy Kochana :) Sto buziaków dla Twojego Kapselka :*
Usuń