Notatki z turnusu… Cz.5.
Dzień jedenasty (piątek) Rano odbyła się zaplanowana wcześniej wycieczka na wydmy położone na
obszarze Parku Słowińskiego. Dojechaliśmy tam specjalnie wynajętymi melexami,
takimi mini autobusikami bez szyb. W czasie podróży przeciąg był tak silny, że nawet nasz Karolek – twardziel, cały trząsł się z zimna. Za to, kiedy dojechaliśmy na
miejsce, przywitał nas cieplutki podmuch wiatru. Wrażenia z pobytu na wydmach
niesamowite. Nie sposób tego opisać, ale warto zobaczyć to przepiękne miejsce.
Największe powodzenie miała najwyższa czterdziestodwumetrowa, Wydma Łącka, na
której dla większości dzieci, największą frajdą było zjechać w dół na pupie.
Karolkowi na to nie pozwoliliśmy, a to dlatego, że jedno z nas też musiało by
zjeżdżać na tyłku razem z nim. Sylwuś także bardzo chciał poturlać się z górki,
ale mu to odradziliśmy. Prosto z wydm poszliśmy na tamtejszą plażę. Morze było
tam cudowne, takie spokojne, ciche. Karolek chyba wyczuł, że tu się nie
będziemy kąpać, bo nawet nie uciekał do wody. Z wydm wracaliśmy bardzo
zadowoleni, ale także zmęczeni, bo przeszliśmy sporo drogi. W drodze powrotnej,
wstąpiliśmy do Wyrzutni Rakiet w miejscowości Rąbce. Karolek był już tak bardzo
zmęczony, że tylko szukał miejsca, by usiąść. Wróciliśmy do ośrodka na obiad. A
po obiedzie?... Kąpiel!!! Tak długo wyczekiwana przez chłopców. Poszaleli
trochę i obiecaliśmy im, że jutro tu wrócą, ponieważ ma być ładna pogoda.
Wieczorem, mimo zmęczenia, wyciągnęliśmy Karolka i Sylwka na spacer.
Musieliśmy, bo jak wiadomo, nie jesteśmy tu dla odpoczynku, ale w celach
zdrowotnych. A skoro tak, to nie możemy zmarnować ani chwili, ale wykorzystać
każdy cenną minutę, aby upajać się tym rześkim, nadmorskim powietrzem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz