czwartek, 22 sierpnia 2013

Notatki z turnusu Cz. 1.

Notatki z turnusu… Cz. 1.
                                                                                                                                                                                                                                                            Dzień pierwszy (wtorek)

Pociągiem do Gdyni wyjechaliśmy z Przemyśla o godzinie 19.55. Cała podróż trwała łącznie 18 godzin i była koszmarnie męcząca. Siedzieliśmy w ośmioosobowym przedziale, bez żadnej klimatyzacji w okropnym gorącu i zaduchu. Ciężko było oddychać. Kiedy nadeszła pora snu, chłopcy zaczęli się układać, żeby w miarę wygodnie zasnąć. Wtedy zaczęły się „koncerty”, obaj płakali, zmęczeni, spoceni i senni próbowali chociaż odrobinkę się zdrzemnąć. Nic to nie dało, bo jak tu spać, kiedy duszno, gorąco, a w ciasnym przedziale siedzi osiem osób? W końcu oboje z mężem wyszliśmy na korytarz, a wtedy chłopcy mieli ciut więcej miejsca i ułożyli się do snu. Spali smacznie całą noc, a my zerkaliśmy tylko zza drzwi, czy żaden się nie przebudził.


Dzień drugi (środa) 
                                                                                  
Maluchy pobudziły się o stałej porze, czyli gdzieś koło godziny siódmej. Wtedy ledwo żywi weszliśmy do przedziału, żeby zająć swoje miejsca. Pamiętam, że ucięłam sobie krótką drzemkę, mąż zresztą też. W południe byliśmy w Gdyni, skąd przesiedliśmy się do autobusu, mającego dowieźć nas do Łeby. Po dokładnie dwóch godzinach byliśmy na miejscu w Ośrodku Wypoczynkowym „Fregata”. Dostaliśmy klucze do pokoju, gdzie zanieśliśmy nasze rzeczy, a potem zjedliśmy cieplutki obiadek. Karolek zmęczony po podróży, nie miał smaku na nic, więc niczego nawet nie spróbował. Obiecaliśmy sobie zresztą, że do jedzenia nie będziemy go zmuszać, bo musi pozbyć się parę zbędnych kilogramów. W przeciwnym razie będzie źle. Karolek sporo nam przytył, nie mieści się już w większość spodni, w które bez problemu wchodził. Po obiedzie w ekspresowym tempie rozpakowałam walizki i zaproponowałam kąpiel, oczywiście morską. Mąż nie był tym za bardzo zachwycony, bo byliśmy strasznie zmęczeni po nieprzespanej nocy w pociągu. Mnie samą bolała okropnie głowa, ale szkoda mi było te parę godzin przesiedzieć w pokoju. Na plaży było mnóstwo ludzi. Karolek, kiedy tylko zobaczył co go czeka, oszalał ze szczęścia. Od razu wyrywał się do wody. Mąż oznajmił, że kąpać się nie zamierza, więc postanowiłam, że sama wejdę z chłopakami. Spędziliśmy w wodzie około półtorej godziny, ale było warto, pomimo tego okropnego zmęczenia i bólów głowy. Karolek był przeszczęśliwy, Sylwuś także. Po kąpieli zjedliśmy kolację i smacznie zasnęliśmy.  





                                                                                                                              Dzień trzeci (czwartek) 

Pomimo wczorajszych upałów, pogoda znacznie się pogorszyła. Zjedliśmy śniadanie, wszyscy oprócz Karolka, który nie jada o tak wczesnej porze, jak 8.00 rano. Potem rozpoczęliśmy zwiedzanie miasta. Nie udało nam się uniknąć kilku pomyłek i błądziliśmy po paru uliczkach, zanim udało nam się dojść do ośrodka. Zakupiliśmy kartki na poczcie, Sylwek sprezentował sobie swojego ulubionego morskiego ptaka, mewę, obejrzeliśmy miliony drobiazgów i pamiątek, na których zakup z wiadomych powodów nie mogliśmy sobie pozwolić i wróciliśmy do ośrodka. W tym dniu zaczęła się również gimnastyka korekcyjno - kompensacyjna. Zdecydowaliśmy, że Karol i Sylwek nie będą na nią uczęszczać. Powód jest taki, że Karol nie wykonuje poleceń, więc nie ćwiczy, jak mu każe terapeutka, Sylwek natomiast nic nie potrafi zrobić, denerwuje się przez to, histeryzuje i panicznie boi. Reasumując to wszystko, zdecydowanie więcej jest minusów niż plusów tejże rehabilitacji. Ponieważ pogoda nie pozwoliła nam na kąpiel, wieczorem wybraliśmy się przynajmniej na sam spacer brzegiem morza. Karolek wściekał się, rozbierał i uciekał do wody, ale stanowczo mu to utrudniałam. Spacerowaliśmy boso i przebyliśmy spory kawał drogi. Na turnusie jesteśmy już trzeci raz, ale ani w Ustce, ani nawet w Krynicy Morskiej, nie widziałam tak pięknego zachodu słońca. Widok był cudowny.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz