Notatki z turnusu… Cz.7.
Dzień
czternasty (poniedziałek) Rankiem,
pomimo gorszej niż wczoraj pogody, nasze Skarby weszły na godzinę do wody.
Ponieważ zrobiło się bardzo zimno, trzeba było pożegnać się z kąpielą w morzu,
tym bardziej, że na drugi dzień czekał nas powrót do domu. Popołudnie
spędziliśmy na spacerach, w czasie których przytrafiały nam się zarówno miłe
rzeczy, jak i przykre. Sylwuś pewnie na długo zapamięta mężczyznę
przebranego za śmierć, całego w czarnych poszarpanych szmatach, z czaszką na
twarzy, podobną jak ta z filmu „Krzyk” i z kosą. Kiedy przechodziliśmy obok,
nagle wysuną przed nami kosę. Sylwek potem jeszcze przez kilka dni pytał o
„pana z kosą”, szczególnie wieczorami, przed snem. Biedaczek bał się strasznie
i nie mógł zasnąć. Martwiłam się także o Karolka, który też był przerażony. On przecież nie powie, że się boi, bo nie potrafi. Byłam
wściekła, że szliśmy tamtędy i natrafiliśmy na to okropne straszydło. Poza tym, nie
tylko nasze dzieci szły obok tego dziwadła, inne także przechodziły i
na pewno niejedno z nich miało takie same odczucia, co nasz Sylwek i Karol. Na
szczęście kilka metrów dalej natknęliśmy się na zdecydowanie przyjemniejszą atrakcję. Tam prawie godzinę spędziliśmy stojąc obok grającej orkiestry,
złożonej z czterech młodych chłopców, prawdopodobnie studentów. Grali na
saksofonach, trąbkach i bębenku tak cudownie, ze Karol nie mógł stamtąd odejść.
Stał wpatrzony w orkiestrę i wsłuchany w muzykę. Wracając o zmroku do domu,
kilka razy sprawdzaliśmy stan konta w bankomacie, bo spodziewaliśmy się
pieniążków, które zawsze każdego miesiąca, tego dnia wpływały na nasze konto.
Niestety kilka podejść, a tu 0,00 zł. Byliśmy bez grosza, bo całą wypłatę przeznaczyłam
na opłacenie turnusu. A tu jeszcze zakupy trzeba zrobić na drogę powrotną,
jakieś pamiątki kupić i mieć przy sobie parę groszy na wszelki wypadek. A w
bankomacie pustka…
Fiu fiu... mama jaka laska :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Eee tam... jaka laska? ;) Raczej zmęczona życiem kobieta ;) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń