czwartek, 15 maja 2014

Majowy zawrót głowy...

Tym, co doskwiera nam ostatnio, jest zwykły brak czasu, odrobinę chwil błogiego spokoju i słodkiego lenistwa, których nam wszystkim brakuje. Ciągła gonitwa, mnóstwo niepozałatwianych spraw, wyjazdy, spotkania, a wieczorami całkowite wyczerpanie, krótki sen i od nowa... to samo. Właściwie to nic takiego nie robimy; praca, dzieci, koło, w którym działam, no i najważniejsze: przygotowania Sylwka do przyjęcia pierwszej Komunii Świętej. To zajęło nam najwięcej czasu. Dlatego odrobinkę zaniedbaliśmy Karolka. Przez większość dnia zajmowały się nim panie przedszkolanki, specjaliści i terapeuci, a mama tylko utulała do snu. Karolek oczywiście wykorzystał chwilowy brak zainteresowania jego osobą i zrobił się z niego straszliwy łobuz. Przestał jeść urozmaicone pokarmy oraz wrócił do swojego uwielbianego chlebka, którego potrafi zjeść nawet pół bochenka w ciągu kilku minut. Przez to dalej zaczął się problem z nadwagą. Poza tym Karol przy każdej okazji zrzuca z siebie ubrania i biega półnago po domu. O tym, że zrobił się uparty, już nawet nie mam ochoty pisać. Wolę przemilczeć, mając nadzieję, że to tylko chwilowe, że niedługo zmądrzeje i przestanie cwaniakować. Poza tym tęsknimy za piękną pogodą, za tym, by wreszcie wyjść z domu, gdzieś pojechać, coś zwiedzić, poopalać się na cieplutkim słoneczku. Jeśli chodzi o Komunię Sylwusia, wszystko poszło super. Sylwuś świetnie sobie poradził, był dzielny, nawet kiedy jako pierwszy ze swoim kolegą, niósł dary do ołtarza. Był z siebie baaardzo dumny i my z niego też. Karolek również, zdając sobie sprawę z powagi tak ważnego wydarzenia, przez całą Mszę siedział cichutko, jak anioł. Zadziwił nas wszystkich swoją postawą. Był tylko bardzo ciekawy, tego co się działo i wszystko chciał widzieć, przez co kilka razy o mało nie wypadłam z ławki, tak się wiercił i wychylał na wszystkie strony. Jednak zaraz po Mszy musieliśmy go odprowadzić do samochodu, bo biedaczek miał już dość. Tym bardziej, że pierwszy raz w życiu musiał założyć czarne, odświętne spodnie z kantem i eleganckie buty. Nie obyło się więc bez wrzasków, szamotaniny i użycia siły. Jeszcze do tego ta nieszczęsna koszula, ale cóż, dla urody trzeba cierpieć. Na szczęście Karolek widział, że wszyscy mężczyźni są podobnie ubrani i to go chyba ostatecznie przekonało do zaakceptowania swojego odświętnego stroju. Podczas przyjęcia wolał być sam w swoim pokoju, gdzie czuje się najlepiej. Tam zjadł w samotności swój uwielbiany rosołek, a żeby zjeść drugie danie zszedł do gości. Czas minął nam bardzo szybko, było miło, radośnie... oby jak najwięcej takich chwil. Potem "biały tydzień", a teraz trochę luzu, więc postanowiłam napisać, co u nas, bo wiele osób od dłuższego czasu mnie o to pyta. Przyznam, że to mi dodaje chęci do pisania, ale gdy brak czasu, to nawet i chęci nic nie pomogą. Przez ten czas przerwy działo się dużo złych i dobrych rzeczy. Złe dotyczą głównie mnie samej, bo powróciły moje dawne problemy ze zdrowiem. Na szczęście sytuacja już nieco opanowana. Sprawy przyjemne dotyczą głównie Karolka, ale o tym będzie oddzielny post. Mam tylko nadzieję, że teraz trochę wreszcie odpoczniemy i poleniuchujemy, jak to na majowy miesiąc przystało...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz