czwartek, 7 lutego 2013

Turnus w Krynicy Morskiej...

W ubiegłym roku, pomimo złych doświadczeń z Karolkiem na turnusie rehabilitacyjnym w Ustce, kierowani troską o jego drogi oddechowe, zdecydowaliśmy się na kolejny wyjazd nad morze. Tym razem postanowiliśmy, że pojedziemy z jakąś grupą, dlatego już od stycznia mieliśmy wszystko zaplanowane. Zarezerwowaliśmy miejsce na turnus do Krynicy Morskiej z Towarzystwem Przyjaciół Dzieci. W kwietniu pocztą przyszła nam decyzja o dofinansowaniu z PFRON – u, więc w lipcu wyruszyliśmy w podróż. Okazało się, że wyjazd z grupą, był to bardzo dobry pomysł. Już na początku trasy nie musieliśmy się martwić, czy zdążymy na następny pociąg, czy damy sobie radę z walizkami i czy Karolek gdzieś nam po drodze nie zwieje, przez chwilę naszej nieuwagi. W czasie przesiadek mężczyźni zajmowali się przeładowywaniem bagaży do kolejnego pociągu, a kobiety pilnowały dzieci. Co do punktualności i następnych odjazdów, nad wszystkim czuwała pani kierownik turnusu. I to ona się martwiła, czy zdążymy, a my jechaliśmy całkowicie wyluzowani. Podróż nie dłużyła się, jak rok temu, bo jechaliśmy w towarzystwie rodzin, które mają podobne, jak my problemy. Przez drogę można było porozmawiać, nikt nikomu nie przeszkadzał, ani nie dokuczał za to, że zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że główną atrakcją tej miejscowości są dziki. Były wszędzie, ponieważ obok rozciągał się las, z którego bardzo często wychodziły całe watahy. Mimo tego, że w piosence „dzik jest dziki, dzik jest zły”, te w ogóle nie bały się ludzi. Wypatrywały tylko, czy ktoś przypadkiem nie ma dla nich czegoś do jedzenia. I bez przerwy coś dostawały, chociaż wszędzie widniały tabliczki z napisem „Nie dokarmiać dzików”. Karolka dziki wcale nie interesowały, za to Sylwek tylko piszczał, jak zobaczył lochę z małymi. Raz nawet byliśmy świadkami zabawnego zdarzenia, kiedy to lochę rozzłościł szczekający na nią mały piesek. Wtedy ona zostawiła swoje młode i pobiegła za pieskiem. W gorszym strachu był jednak właściciel pieska, który uciekał, aż się za nim kurzyło. Karolek natomiast od początku pobytu w Krynicy Morskiej zainteresowany był jedną, jedyną najważniejszą sprawą, a mianowicie kąpielą. I tu mieliśmy powtórkę z „rozrywki”, cały dzień w morzu i okropny krzyk w czasie wyciągania z wody. Na szczęście nie było aż tak źle, jak w Ustce, ponieważ po pierwsze, przez cały turnus mieliśmy przepiękną pogodę, a po drugie woda w Krynicy była o wiele cieplejsza, dlatego pozwalaliśmy się Karolkowi wyszaleć do woli. No i wreszcie mama odważyła się wejść z dzieckiem do wody. Było super. Karolek wybierał miejsca, gdzie było najgłębiej, dlatego od czasu do czasu trzeba go było przyciągnąć do brzegu. A ja, no cóż, zanurzyłam się kilka razy po szyję, co było nie lada wyczynem, bo mnie jest zwykle zimno. Ale tym razem dałam radę i na zmianę z mężem zajmowaliśmy się Karolkiem. Potem już nawet wychodził z wody bez płaczu, bo przywykł zawsze na drugi dzień wracać. Druga ważną sprawą, która ułatwiała nam życie było to, że nasz ośrodek, w którym mieszkaliśmy, oddalony był jakieś 10 minut drogi od plaży. Mogliśmy wychodzić i wracać, kiedy tylko chcieliśmy. Spędzaliśmy tam nie tylko całe dnie, ale czasami spacerowaliśmy po plaży wieczorami, obserwując piękne zachody słońca. Oczywiście był mały problem z wytłumaczeniem Karolkowi, że nocą się nie pływa, ale pilnie przez nas strzeżony, nie dał rady zwiać. Jedyne utrapienie turnusu to wycieczki, jedna do Malborka i druga do Trójmiasta. Owszem były interesujące, ale nie dla małych, a w dodatku niepełnosprawnych dzieci. Maluchy dokuczały się, jak tylko mogły, szczególnie podczas zwiedzania zamku w Malborku. Przewodnik, który bardzo ciekawie o wszystkim opowiadał, pod koniec spaceru po zamku, ocierał pot ze zmęczenia. My również nie mogliśmy się doczekać przyjazdu do ośrodka, bo nasze pociechy dały nam porządnie w kość. Największą „rozrywką” był niewątpliwie rejs statkiem, który miał trwać półtorej godziny. Niestety, tyle nie trwał, bo kapitan statku nie potrafił nawrócić. Nie dość, że poobijał statki stojące obok, to jeszcze minęło dobre pół godziny, zanim wypłynęliśmy w morze. No i za chwilę zawrócił, bo miał zamówiony następny kurs. Wróciliśmy całkowicie wymęczeni i wyczerpani przez okropny upał, jaki dawał się w ten dzień we znaki. Najlepszym zajęciem w Krynicy, w wolnym czasie, dla Sylwusia i Karolka były zakupy. Przez ostatnie dni przed wyjazdem omijaliśmy szerokim łukiem wszystkie sklepy. Karolek do szczęścia wiele nie potrzebował, wystarczyła bajka z Myszką Miki i książeczka. Jeśli chodzi o Sylwka, ten chciał wszystko: statki, mewy, rybki, muszelki i Spidermana, o którym od jakiegoś czasu skrycie marzył. Problem w tym, że jak chciał, to dostawał, bo nikt z nas nie wytrzymywał jego jęczenia. A kiedy sobie jakąś rzecz upatrzył, potrafił mówić o tym parę dni, tak, że mieliśmy w końcu dość i kupowaliśmy zabawkę, żeby mieć choć odrobinę wytchnienia i błogiego spokoju. 
Cały turnus minął nam bardzo szybko. I w przeciwieństwie do Ustki, przyjechaliśmy wszyscy szczęśliwi, ładnie opaleni i naprawdę wypoczęci. Karolek wypływał się za wszystkie czasy, dopisała nam pogoda, trochę pozwiedzaliśmy i poznaliśmy ciekawych ludzi. I obyło się bez zabiegów, które były dla Sylwka torturą, kiedy przebywaliśmy w Ustce. Tutaj pani kierownik prowadziła jedynie gimnastykę korekcyjną, na którą zresztą nikt z nas nie chodził, z tej prostej przyczyny, że woleliśmy w tym czasie wdychanie jodu z morskiego powietrza niż zamęczanie dzieci tym, co mają na co dzień w przedszkolu.
To był bardzo udany turnus rehabilitacyjny, więc warto było pojechać. Obfitował w wiele zabawnych sytuacji, które zawsze z uśmiechem na twarzy będziemy wspominać, jak chociażby jedyny w swoim rodzaju rejs statkiem, przygody z dzikami, i wiele, wiele innych miłych chwil, które pewnie na długo zostaną w naszej pamięci. Naprawdę bardzo dobrze się bawiliśmy, cała czwórka. Karolek wyszalał się w morzu, Sylwek w sklepach, a my byliśmy zadowoleni tym, że dzieci wracają do domu wesołe i szczęśliwe. To najważniejsze!!!
W tym roku, jak dożyjemy, jesteśmy zapisani do Jarosławca. Miejmy nadzieję, że będzie równie wspaniale. Oby była piękna pogoda, aby dzieci mogły popływać, szczególnie Karolek, który to uwielbia. A my uwielbiamy, jak Karolek jest szczęśliwy, tak jak zresztą wszyscy rodzice, którzy kochają swoje dzieci... 





 

 



 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz