niedziela, 20 lipca 2014

Komu w drogę, temu czas....

Wielkimi krokami zbliża się kolejny, dla nas już czwarty, turnus rehabilitacyjny. Tym razem wyruszymy do Świnoujścia. Choć pozostało jeszcze trochę czasu, od paru dni zaczęłam pakowanie. Pewnie dlatego, że od jakiegoś czasu intensywnie myślę o tym wyjeździe. Chcę oderwać się od wszystkiego, od trosk, problemów i zwykłej codziennej nudy. Dla dzieci, jeśli tylko dopisze pogoda, wyjazd ten będzie niezwykłą frajdą. Moi chłopcy lubią poszaleć w morskiej wodzie. Już słyszę ten pisk Karolka i widzę go rozbierającego się zaraz przy wejściu na plażę. Tak, bo nasz Pulpecik tak się cieszy, że rozbiera się w biegu i od razu wskakuje do wody. My musimy go dogonić i jeśli się uda, przytrzymać, by zrzucić z siebie te kilka ubrań i wskoczyć za nim w wodę. Niestety, mimo najszczerszych chęci, nie opanowałam jeszcze rozbierania się w biegu. A potem, to już tylko istne szaleństwo, nurkowanie, chlapanie, sama radość, na którą czasem nie mogę się napatrzeć. Każdy kocha radość swojego dziecka i pragnie takich chwil jak najwięcej. My także. Tak calkiem słodko jednak nie będzie. Przed przyjazdem na miejsce czeka nas jeszcze długa i męcząca droga, siedemnaście godzin w pociągu i przejazd nocą. Tego obawiam się najbardziej. No i pogody, która nad morzem płata figle i jeśli nam nie dopisze, nici z fajnej zabawy i wypoczynku. Mimo iż staramy się jakoś chłopcom zorganizować wolny czas na wakacjach, to i tak narzekamy na nudę. Obaj mają przez całe wakacje prywatną terapię, jeżdżą na konia, na basen, do Karolka codziennie przychodzi terapeuta na usługi opiekuńcze, ale i tak czegoś nam jeszcze brakuje. Chyba spokoju, odrobiny zapomnienia, odcięcia się od wszystkiego. Taaaaak, niektórzy dzwoniąc do mnie rok temu, bardzo się dziwili, że mam wyłączony telefon i nie odbieram rozmów lub narzekali, że jak tylko pojechałam wypoczywać, to o nich zapomniałam. A ja tak bardzo potrzebowałam tego, być tylko i wyłącznie z rodziną, z mężem, Sylwusiem, Karolkiem. Tylko oni i ja, bez telefonu, internetu i kontaktu z światem. Tego mi najbardziej było potrzeba. Jeszcze zostaje pakowanie i odwieczny problem, jak upchać jak najwięcej rzeczy, w jak najmniejszej ilości walizek. Ciężka sprawa. Po paru wyjazdach odrobinę zmądrzałam i drogą eliminacji, wybieram tylko te najpotrzebniejsze rzeczy. Mnie tego dużo nie potrzeba, mężowi także. Gorzej z chłopcami, trzeba zabrać większość ich rzeczy. Jak to dzieci, brudzą się i ciągle trzeba je przebierać, zwłaszcza Karolka, który lubi chlapanie i ciapanie wszystkim, czym się tylko da. Oprócz ciuchów, kosmetyków, najważniejszy jest aparat fotograficzny. Nic nie poradzę na to, że mam manię pstrykania zdjęć i nie wyobrażam sobie bez tego żadnej wycieczki ani turnusu. Trochę tylko ciężko mi będzie wytrzymać bez moich facebookowych Przyjaciół i Czytelników mojego bloga. Zatęsknię za Wami przez te dwa tygodnie, ale mam nadzieję, że wrócę. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i do zobaczenia :*


Do dzisiejszego posta dodałam zdjęcia, które otrzymałam z przedszkola. Są cudowne!!! Pani Ewo, proszę mi wybaczyć, ale nie mogłabym tego nie dodać. Ja tak uwielbiam, kiedy Karol się śmieje. Zobaczcie Kochani, jaki on w swoim przedszkolu jest szczęsliwy... Czegóż można chcieć więcej dla swojego dziecka!!! :)))






































































































































































































































1 komentarz:

  1. No to szleństw w morskich falach Wam życzymy ! My jutro obieramy kierunek na Tatry :) Tymon w tym roku bedzie miał towarzystwo - jedzie z nami Emma :)
    Do zobaczenia w nowym roku szkolnym.
    * Tymon przekazuje pozdrowienia dla Sylwunia
    * zdjęcia koniecznie robić mamuśka ! żeby chłopaki miały co pokazać po powrocie do szkoły ;)

    OdpowiedzUsuń