środa, 22 października 2014

Szare jesienne dni...

Już dawno nie było mnie na blogu, a okazuje się, że to dokładne setny post, jaki zamieszczam na tej małej Karolkowej stronce. Z tej okazji powinien być optymistyczny, ale tak jakoś ostatnio trudno wykrzesać z siebie odrobinę optymizmu i radości życia. Być może sprzyja temu jesienna aura i skłonność do melancholii albo depresji. Poza tym brak mi zapału do pisania, opanowało mnie całkowite lenistwo, a może też i brak czasu, który ostatnio ucieka nam bardzo szybko. Trochę się dzieje u moich chłopców. Może po kolei... Zaczniemy od Sylwusia. Od pierwszego ataku padaczkowego minął już miesiąc i jak narazie, pomimo złego wyniku badanie EEG, napad jeszcze się nie powtórzył. Sylwek przyjmuje regularnie leki i oby to, co najgorsze było już za nami. Lek bardzo mu pomógł, nie tylko zapobiegł powtórnym napadom, ale od kiedy go zażywa, jest spokojny, uśmiechnięty i zadowolony z życia. Poza tym wreszcie oddzieliliśmy trochę od siebie obu braci i teraz mniej się kłócą. Sylwek spędza wolny czas w swoim pokoju, a Karol jest cały czas z nami, choć czasami Sylwek stęskniony za nim, zaprasza go do siebie na zabawę. Sylwek ostatnio rzadko się nudzi, bo kiedy wraca po szkole, tylko chwileczkę odpoczywa i idzie do Kościoła na Różaniec. Chodzi prawie codziennie. Od kiedy został ministrantem, sam domaga się, by iść z nim na Mszę. Jest szczęśliwy i to cieszy mnie w tym wszystkim najbardziej. 
U Karolka też ostatnio trochę się działo. Jak już wcześniej pisałam, Karol jest w tym roku pierwszoklasistą i w ubiegły piątek miał pasowanie na ucznia. Ja jako wyrodna matka pracująca, nie byłam na tym pasowaniu, ale tato Karolka był. Zrobił kilka zdjęć, którymi pod postem się pochwalę. Nawet nie wiem jak mój mały łobuz się zachowywał, mogę sobie to jedynie wyobrazić. W domu codziennie daje do wiwatu. Teraz w zabawach z Sylwka przerzucił się na Korri. Bierze jakiś przedmiot, rzuca jej, ta łapie zębami, a on próbuje jej wyciągnąć. Trzeba chować po szafkach wszystko, co się da uratować. Niektóre zabawki posiekane są już w drobną sieczkę. Dziś dorwali ogromną gromnicę i zostały z niej tylko strzępy porozrzucane po całym domu. W ruch idą ubrania, buty, zabawki i wszystko, co popadnie. Zabawa oczywiście wyśmienita, ale niestety, szkody zbyt wielkie. Ostatnio jednak Karol trochę umilkł. Panie w szkole, no i oczywiście my w domu, pracujemy nad jego buczeniem. Zabraniamy mu tego i jak narazie jest w domu nieco ciszej. Buczenie Karolka, to coś, co potrafi wprawić człowieka w szał albo ból głowy. Najgorzej było wieczorami, kiedy zasypiał. Wtedy jego krzyki były tak głośne, że nie szło wytrzymać, szczególnie jeśli wracałam po pracy zmęczona i ledwo żywa. Od jakiegoś już czasu marzę o ciszy, o takim błogim spokoju, jaki miałam kiedyś. Wydaje mi się, że te dni nigdy nie wrócą. Kocham swoją pracę i moje rozkrzyczane przedszkolaki, kocham Karolka, ale czasem chciałabym odpocząć, nie słyszeć nic oprócz ciszy. Ostatnio przyznam, że trochę próbowałam zapomnieć o problemach dnia codziennego i odreagować wszystkie stresy oraz smutki, zajęłam się sama sobą. Odłożyłam kilka ważnych spraw na potem, ale teraz już do nich wracam. Moje życie to rodzina, mąż, dzieci, praca oraz przyjaciele, którzy są zawsze ze mną. Poza tym muszę wrócić do Karolkowego bloga, który niegdyś był dla mnie tak bardzo ważny. Ostatnio tyle się dzieje, a ja nie mam czasu i ochoty o tym pisać. Muszę to zmienić. Właśnie jesteśmy w trakcie księgowania jednego procenta podatku. Codziennie obserwuję przychodzące wpłaty i jestem niesamowicie wdzięczna za każdy przekazany grosz. Na wszystkie faktury i wydatki związane z terapią Karolka, pewnie nie wystarczy, ale napewno pomoże w jakimś stopniu i ulży nam w codziennym kombinowaniu, jak wydać każdą złotówkę tak, aby na wszystko wystarczyło. Jest jeszcze jedna wspaniała osoba, która pod koniec sierpnia bardzo nam pomogła. Ta pomoc przyszła nagle i niespodziewanie i zaskoczyła nas bardzo miło. Nie wiem, czy ta osoba wyrazi zgodę opublikować swoje imię i nazwisko, więc narazie nie napiszę kto to. Dzięki niej uwierzyłam, że dobrzy ludzie są na tym świecie i pomimo tych trudnych czasów, zdolni są, by poświęcić czasem swoje ciężko zarobione pieniążki komuś, kto tej pomocy potrzebuje. Następny post będzie pewnie dotyczył księgowania i podam Wam Kochani wszystkie informacje, z jakich miast napłynęły wpłaty na rzecz naszego Karolka. Narazie dziękuję tym, którzy są cały czas z nami. Przepraszam za przerwy w pisaniu postów. Myślę, że setny post do czegoś zobowiązuje, być może do jakichś zmian i miejmy nadzieję, że te miany będą... na lepsze, oczywiście... 






1 komentarz:

  1. Karolrk tryska dumą na zdjęciach ale widać figielki w Jego oczach.....
    Agnieszko jakże mocno Ci życzę choc odrobiny ciszy...

    OdpowiedzUsuń