poniedziałek, 30 września 2013

Chorujemy

Chorujemy…


Ledwo zaczęła się jesień, a już naszego Pulpecika dopadło obrzydliwe i wstrętne choróbsko.  Wszystko zaczęło się niewinnie, na początku nic nie wskazywało na chorobę prócz tego, że z małego Diabełka nagle zrobił się Anioł. Karolek stał się bardzo grzeczny, spokojny i cichy, ciągle łasił się do wszystkich i przytulał. Potem, jak nigdy, usnął zaraz po obiedzie. Kiedy się już zbudził, ku naszemu zdziwieniu okazało się, że wcale nie przeszkodziło mu to zasnąć po raz drugi, w nocy. No i wtedy się zaczęło. Obudził nas cichy płacz, bo Karolek był tak ochrypnięty, że nie mógł wydobyć z siebie głosu. Po rozpalonej gorączką buzi, strumieniami lały się łzy. Patrzył na nas takim wzrokiem, jakby prosił, żeby nie bolało, aby coś zrobić, pomóc. Podaliśmy szybciutko środki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, ale nawet to nie pozwoliło mu spokojnie usnąć. Ciągle budził się i płakał. Nieco ulgi przyniosły dopiero inhalacje z soli fizjologicznej. Karolek nie tylko nie protestował, ale sam trzymał kilkanaście minut przy buzi maskę z wziewem. Na drugi dzień zabraliśmy słabiutkiego i piszczącego z bólu Pulpecika na pogotowie. Tutaj, jak zwykle, ta sama seria pytań, a wśród nich moje ulubione: „Czy powiedział, co go boli?”. Uwielbiam to pytanie. Wiecie dlaczego?... Bo zawsze na początku wizyty powtarzam tę samą regułkę, że Karolek jest dzieckiem autystycznym i nie mówi. Mimo tego, że przy każdej wizycie informuję o tym lekarzy, to i tak zawsze muszą zadać mi to idiotyczne pytanie. Patrzę wtedy lekko zdziwiona, a później odpływam myślami. Wyobrażam sobie, jak by to było, gdyby Karol powiedział, co go boli, jak wiele by to zmieniło, ułatwiło sprawę w zwykłych codziennych relacjach z moim dzieckiem. Nie musiałabym już bać się o niego tak strasznie, o jego zdrowie, dobre samopoczucie. Podałabym lek, którego potrzebuje, zrobiłabym wszystko, aby choć trochę mu pomóc i ulżyć w cierpieniu. A ja muszę się wszystkiego domyślać, obserwować jego zachowanie, ruchy gesty i tylko z tego, tylko w taki sposób wnioskować, co jest nie tak, czy boli go brzuszek, uszko, a może gardło. Tym razem gardło, stąd ta okropna chrypa i brak głosu. Lekarz przypisał antybiotyk i się kurujemy. Antybiotyk zakupiliśmy truskawkowy, bo w przeciwnym wypadku, musielibyśmy go wypić sami. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby naszego Karolka do spożycia, czegoś czego nie lubi. Od niedawna, bo od kilku miesięcy, takim znienawidzonym przez niego płynem, są antybiotyki. Mieliśmy prawdziwy problem przy ostatniej chorobie, bo wszystko wypluwał, a w najgorszym przypadku zwymiotował. Dlatego poprosiłam lekarza o receptę na coś smacznego i Karol bierze antybiotyk o smaku truskawkowym. Na razie nie protestuje i dzielnie walczy z chorobą. Leczymy się drugi dzień, ale poprawa jest niewielka. Karolek jest jeszcze bardzo słabiutki, dużo śpi, prawie nic nie je, jedyne co popija, to jego ulubiony sok Kubuś marchwiowo – jabłkowo – bananowy. Uwielbia go. No i cały czas nie rozstaje się z laptopem. Słucha muzyki, ogląda bajki i czeka, aż jego mama wróci z pracy i potowarzyszy mu trochę, żeby nie czuł się zbyt samotny. Ja kocham spędzać z nim czas, przytulać go, całować. Przy nim czuję się szczęśliwsza i spokojniejsza, nawet jeśli dopada mnie smutek. Miejmy nadzieję, że Karol szybko wróci do zdrowia i do swoich codziennych zajęć. Bo dom bez jego psot i figlów, to nie ten sam dom. Brakuje w nim jego śmiechu, krzyku, zabaw z Sylwkiem i z Korri oraz tego ciągłego śpiewania, którego czasami mam tak serdecznie dość. Po leczeniu czeka nas kuracja uodparniająca. Nie damy się wstrętnym obrzydliwym wirusom. Szkoda życia na choroby...



2 komentarze:

  1. biedactwo :( wracaj szybciutko do zdrowia mały zuchu i pośpiewaj mamusi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Kochana :) Sto buziaków dla Twojego Kapselka :*

      Usuń