Na szczęście to jedyny taki szpital, w którym moje dziecko
musiało przebywać. Całkowitym przeciwieństwem wyżej opisanego jest oddział
pediatrii w szpitalu, do którego mamy całkowite zaufanie. Karolek leżał tu już
kilka razy i zawsze mogliśmy liczyć na fachową opiekę, uprzejmość i pomoc ze
strony zarówno lekarzy, jak i pracujących tam pielęgniarek. Karolek jako dziecko z autyzmem, był
traktowany w sposób szczególny. Zawsze umieszczano nas w izolatce, żeby nie
narażać go na niepotrzebny stres. Nie było pielęgniarki, która nie pogłaskała
by go po rączce, lub po głowie i nie powiedziałaby coś miłego. Nie był męczony
niepotrzebnymi badaniami, a niektóre lekarstwa pielęgniarki podawały mu przeze
mnie, żeby Karolek się nie stresował ich obecnością. Dlatego nawet nie
zastanawialiśmy się i tym razem, kiedy w nocy obudził nas straszliwy kaszel.
Karolek kaszlał non stop, czasami nie mógł złapać powietrza i robił się cały
siny. O północy pozbieraliśmy wszystkie rzeczy i spakowaliśmy się do szpitala.
Nie pojechaliśmy, bo Karolek słaby i umęczony kaszlem, nagle zasnął. Nie chcąc
go takiego na półprzytomnego budzić, na pogotowiu znaleźliśmy się dopiero na
następny dzień. Biedaczek cały czas płakał i męczył go nieustanny kaszel. Na
szczęście nie czekaliśmy długo, został przyjęty poza kolejnością, kiedy lekarz
za drzwiami usłyszał, jak dziecko przeraźliwie kaszle. A w szpitalu… to co już
znamy na pamięć, badanie, ważenie, wypełnianie kart, a potem najgorsze –
kłucie, żeby podłączyć kroplówkę. Nie było tak źle, bo dałyśmy radę we trzy,
dwie pielęgniarki i ja. Ja trzymałam za rączkę, bo Karolek strasznie się wyrywał.
Był kłuty dwa razy, za trzecim udało się znaleźć żyłę. Potem pobieranie badań,
prześwietlenie płuc, kroplówki, itd. Do tego straszny, uporczywy kaszel, który
nie ustawał nawet po zaaplikowanych lekach. Karolek całymi nocami strasznie się
męczył, nie mógł spać i bardzo płakał. Wcale też nie jadł, pił tylko wodę
mineralną. Dopiero po trzech dniach leczenia stan jego zdrowia nieco się
poprawił. Przestał trochę kaszleć, a nawet udało mu się zjeść trzy krakersy i
dwie kostki czekolady. Całe dnie spędzał na oglądaniu bajek na komputerze. To
jedyne, czym mógł się zająć, bo był zbyt słaby, żeby pójść pobawić się na
świetlicy. Okazało się, że Karol ma zapalenie krtani, tchawicy i oskrzeli.
Zbadał go także kardiolog, bo na prześwietleniu płuc zauważono jakieś zmiany w
okolicy serca. Na szczęście okazało się, że to tylko źle odczytany wynik RTG i
z Karolkowym serduchem wszystko w
porządku. Po siedmiu dniach pobytu w szpitalu wyszliśmy nareszcie do domu.
Teraz będziemy musieli bardzo się pilnować, kontynuować leczenie szpitalne,
uważać by nie miał styczności z chorymi osobami oraz podawać jakieś środki
uodparniające, kiedy Karolek już całkowicie wyzdrowieje. I pojechać na turnus
rehabilitacyjny… nad morze, żeby powdychać choć odrobinę jodu. Czas pokaże, czy
Karolkowi uda się w końcu wyjść z tych chorób. Może z czasem przestanie
chorować i na zawsze pożegnamy szpitale? Najgorsze, co nas w takich momentach
boli, to brak mowy u naszego dziecka. Zdrowe dziecko, jeśli cierpi, potrafi
powiedzieć, co mu dokucza i wtedy bardzo szybko można podać mu odpowiedni lek.
My za każdym razem możemy jedynie się domyślać i sami szukać przyczyn. Czasem
patrzymy bezradnie, jak Karolek płacze, a my nie wiemy jak mu pomóc. Wiąże się
z tym jeszcze jedna smutna historia, kiedy to pewien młody lekarz odesłał nas z
pogotowia do domu twierdząc, że dziecku nic nie jest, a płacze, bo ma taki
kaprys. Karolek płakał wtedy przez dwa dni, mimo tego, że faszerowałam go non
stop lekami przeciwbólowymi. Dopiero trzeciego dnia, w nocy niespodziewanie
zasnął. Rano, tuż po przebudzeniu na zagłówku, jego buzi oraz w uchu zauważyłam
ropę z krwią. Okazało się, że Karolka bolało uszko. Męczył się tak trzy dni, a
lekarz pracujący na pogotowiu zignorował jego płacz i odesłał go w takim stanie
do domu. Gdyby tylko Karolek mówił, wtedy wszystko byłoby prostsze. Wiele razy
próbowaliśmy sobie z mężem wyobrazić, jaki byłby, gdyby potrafił z nami
rozmawiać. Na razie to tylko nasze marzenia… może kiedyś się spełnią. Wierzymy,
że tak ponieważ…
naszym synkiem opiekują się DOBRE ANIOŁY, które robią bardzo,
bardzo dużo, by nasze dziecko w końcu, kiedyś ten dar mowy otrzymało ( a może
odzyskało jedynie, przecież Karol mając
półtora roku mówił )…
Agnieszko, to Ty dla swoich dzieci jesteś Aniołem....Jestem pełna podziwu i szacunku dla Ciebie........
OdpowiedzUsuńSuper Blog! Kibicuję Ci z całych sił.
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale jestem tylko człowiekiem, w dodatku słabym wobec tego, co spotkało moje dzieci. Jestem Wam bardzo wdzięczna za ciepłe słowa w komentarzach i za to, że czytacie... Dla Was warto pisać i będę to robić, dopóki będziecie chcieli czytać... o moim Karolku i naszej walce z autyzmem. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCzuję to samo, co Ty, bo Rafałek też nie mówi
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro Nelio :) Życzę Ci dużo siły i wiary, że będzie dobrze. My jeszcze cały czas mamy nadzieję, bo w autyźmie wszystko może się zdarzyć. Liczymy na cud i wierzymy, że kiedyś ta chwila nastąpi... Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam :) Buziaki dla Rafałka :*
Usuń