Blogowe przemyślenia
Blogowe przemyślenia…
Kończy
się szósty miesiąc życia Karolkowego bloga. Jeszcze tak niedawno trudziłam się
i głowiłam nad pierwszym postem, zdjęciami na stronę główną oraz dokładnym opisem
historii mojego synka, a tu już stuknęło pół roku. O okolicznościach jego powstania pisałam wcześniej. Chociaż wszystko
stało się zupełnie przypadkowo, blog zmienił moje dotychczasowe życie, odmienił
je na duży plus. Po pierwsze, dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych i wartościowych
ludzi, z którymi cały czas utrzymuję kontakt, a po drugie w końcu wyszłam z
ukrycia głośno mówiąc, co mnie, jako matkę dziecka cierpiącego na autyzm,
martwi i boli. Kolejna ważna dla mnie sprawa, to lekcja pokory, jaką otrzymałam od rodziców, którzy zmagają się z podobnymi, jak my
problemami. Dotychczas miałam wrażenie, że nikt nie cierpi tak bardzo, jak ja i
nikogo nie spotkał taki okrutny los. Zdałam sobie sprawę, jak wielką byłam egoistką i jak bardzo się myliłam. Przez kontakt z innymi ludźmi wreszcie do mnie
dotarło, jak wielu jest rodziców, których dzieci również chorują i cierpią, matek
oraz ojców spędzających większość czasu przy swoich pociechach w szpitalach,
patrzących na płacz, ból, rozgrywającą się walkę o życie, a czasami z zupełną bezradnością, że nic nie da się więcej zrobić, patrzących na śmierć swojego
najukochańszego dziecka. Jestem pełna podziwu dla tych ludzi, że mają taki
ogrom siły, by unieść ten ciężar. Teraz nie narzekam już tak bardzo, jak
kiedyś. Robię wszystko, by było lepiej. Sama rozpacz i smutek nic nie dają, a dzięki
znajomym i życzliwym mi osobom, dostaję porządnego kopa, żeby się już tyle nie
„mazać”, ale cieszyć, tym co mam i pracować, żeby mieć więcej. To „więcej”
dotyczy postępów moich dzieci. Karolek idzie do przodu, widzę jak się rozwija,
słyszę pochwały od terapeutów, że umie już to, umie tamto, że był grzeczny,
wytrwale pracował, wykonywał polecenia, itd.
Sylwuś także robi duże postępy, zna już wszystkie literki, teraz uczy się
czytać, co wcześniej wydawało mi się tylko bajką. Przekonuję się, że bajki i
marzenia, dzięki ogromnej pracy wielu osób, powoli zamieniają się w
rzeczywistość. Mam świadomość, że sama bez niczyjej pomocy, nie osiągnę tyle,
ile bym chciała. Ograniczają mnie przecież możliwości finansowe. To dzięki
Waszym pieniążkom z 1% podatku, opłacamy prywatną terapię Karolka, możemy
dołożyć do jego turnusu rehabilitacyjnego i korzystamy z płatnej hipoterapii.
Jeśli chodzi o terapię końmi, to był strzał w dziesiątkę. Gdybyście widzieli
radość Karolka, kiedy terapeuta idzie przyprowadzić kobyłkę Basię. Karolek
skacze wtedy po trawie, śmieje się w głos i gryzie z niecierpliwości, poranione
już porządnie, paluszki. Zobaczyć takie szczęście u swojego dziecka –
bezcenne!!! Rozwijamy się więc, a Wy nam w tym pomagacie. Kiedy zaczynałam
prowadzenie tego bloga, cel był jeden: zbiórka pieniążków z 1% na terapię i
rehabilitację Pulpecika. Najpierw umieściłam dane, potem napisałam parę słów o
Karolku, a dalej już kolejne posty pisały się same J Teraz dopiero widzę, ile dał mi
ten blog, pisanie o naszych radościach i smutkach. Zdecydowanie więcej jest
plusów, ale minusy także jakieś tam są, m.in. to, że czytają to także źli ludzie,
żeby później złośliwie komentować i plotkować na nasz temat. Tymi jednak za
bardzo się nie przejmuję. Dla mnie jedynym minusem jest to, że nie jestem tutaj
anonimowa. Kto czyta ten blog, może dowiedzieć się o nas wszystkiego: o
Karolku, Sylwusiu i całej mojej rodzinie, może poznać moje przemyślenia,
wartości, czyli tę sferę życia, którą dotąd trzymałam tylko dla siebie. Nie
jest mi z tym za dobrze, bo każdy człowiek potrzebuje odrobinę prywatności, a
ponieważ zawsze byłam, jestem i pewnie będę dalej „wylewna”, wiem, że dużo
osobistych refleksji i przemyśleń się tutaj jeszcze pojawi. Kilka osób pytało
mnie, dlaczego nie prowadzę bloga regularnie i nie dodaję codziennych postów.
Nigdy nie miałam nawet takiego planu, by zakładać blog. Kiedyś tam, sobie
myślałam, że fajnie by było coś takiego prowadzić i pisać o moim Skarbeczku,
ale zawsze brakowało odwagi. Do tego dochodził jeszcze brak wiary w to, że dam
sobie radę, niepewność: Co ja będę pisać? Czy ktoś mnie nie skrytykuje? Kto
będzie czytał te moje wypociny? Tysiące pytań bez odpowiedzi i strach, że mi
nie wyjdzie, bo przecież nic nigdy w życiu mi się nie udaje. Jakoś wyszło, blog
jest, czytelników też mam, więc piszę dalej. Piszę tylko wtedy, kiedy jest o
czym, gdy zdarzy się coś ciekawego, kiedy przypomnę sobie jakieś epizody z
życia Karolka, z którymi chcę się z Wami podzielić, gdy spotka nas coś miłego,
dobrego lub przeciwnie przykrego i złego. Tu zawsze mogę wylać swoje żale i
mieć pewność, że ktoś pocieszy nas i zrozumie. Nie piszę postów codziennie
dlatego, że zwyczajnie nie mam na to czasu. Jestem osobą, która pracuje, ma
także inne obowiązki. Poza tym są takie dni, że Karolka widzę jedynie parę
godzin. Dzień Karolka to przedszkole, terapia, potem terapeutka w domu i sen.
Moje to praca, czasem jakieś wyjazdy, szkolenia czy spotkania. Tak codziennie.
Podziwiam tych rodziców, którzy prowadzą swoje blogi regularnie, pisząc dzień w
dzień. Ja do nich nie należę i nigdy należeć nie będę. Moje posty pojawiać się
będą nieregularnie. Dlatego tym bardziej jestem wdzięczna tym osobom, które
czasem tu zaglądają i czytają to, czym się chcę z nimi podzielić. I jestem
pełna podziwu, że dajecie radę. Ja tylko czytam, co napisałam przed
umieszczeniem na bloga. Potem już nigdy nie wracam do poprzednich postów,
nienawidzę tego. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego, może to nudne czytać to
o czym się codziennie myśli, może wstydzę się siebie samej, nie wiem. W każdym
razie pisać będę dalej. Może kiedyś to będzie jakaś pamiątka dla Karolka, dla
innych rodziców autystycznych dzieci wsparcie, wiedza, że nie są z tym sami, że
jest nas więcej, rodziców z podobnymi problemami i bolączkami. Wierzę jednak,
że pisanie tego bloga ma sens. W przeciwnym razie, dawno już dałabym sobie z
tym spokój. Może też czuję ulgę, kiedy uwalniam swoje myśli, dzielę się nimi.
Na razie, gdy będę czuła potrzebę pisania, będę to robić. Nieregularnie, ale
myślę, że lepsze to niż pisanie na siłę dzień po dniu. Do dzisiejszego posta
dołączam kilka fotek z wczorajszej kąpieli w basenie. Karol szaleje w nim, jak
wariat. Woda to zdecydowanie jego żywioł. Uwielbiam tę jego radość…
założenie bloga bardzo osobistego, to dla mnie ogromna odwaga :) jak to u nas na spotkaniach mówią "słowo pisane ma ogromną moc", więc tworzenie postów jest w jakimś sensie autoterapią :)
OdpowiedzUsuńgratuluję i życzę wytrwałości ;)
Dziękuję Kochana :) Mam nadzieję, że tej wytrwałości mi nie zabraknie ;) Pozdrawiam serdecznie i mocno ściskam :*
UsuńJa również cieszę się, że pisze i będzie Pani pisać bloga. Czytam każdy post i czytanie opowieści o Karolku sprawia mi naprawdę ogromna przyjemność. Widząc pani siłę i determinację wyciągam wnioski sama dla siebie i dziękuję za to. Życzę ciągłej radości z dzieci i serdecznie pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńByła uczennica.
To bardzo miłe, że czytasz mój blog. Nie spodziewałam się nawet, że jakakolwiek młoda osoba będzie zainteresowana tym, co piszę. Dlatego tym bardziej mnie to cieszy. Sprawiłaś mi dużą radość tym komentarzem. Tak pomyślałam sobie, że jako nauczyciel też chyba jestem coś warta, skoro jedna z uczennic tu zagląda :D Dziękuję serdecznie i cieplutko pozdrawiam :)))
UsuńP.S. Życzę miłej lektury... ;)
o ja przepraszam ! ja sie jeszcze zaliczam do MŁODYCH osób ! hahahaahahahahah ;)
OdpowiedzUsuńNo tak Skarbie, młoda jesteś :) Tylko, że moją uczennicą nigdy nie byłaś :( Ale nic straconego, jak chcesz możesz nią zostać. Tylko ostrzegam, jestem bardzo ostrą i surową nauczycielką (moje dzieci chętnie to poświadczą) :D
OdpowiedzUsuń