niedziela, 20 października 2013

Uwierzyć w Anioły

Uwierzyć w Anioły…

Ostatnio wiele rozmyślam. Często nachodzą mnie refleksje związane nie tylko z chorobą Karolka, ale tym, co dzieje się wokół nas. Nie są to myśli kolorowe, bo życie najczęściej bywa szare i smutne. Może dla niektórych jest wesołe, ale nie dla wszystkich, szczególnie dla moich przyjaciół i znajomych, którzy zmagają się z niepełnosprawnością i chorobą własnych dzieci. Ciągle czytam informacje, że czyjś stan zdrowia się pogorszył, że wyniki badań są złe, albo jakieś dziecko umiera. Wtedy serce przeszywa mi ból i nie potrafię być szczęśliwa, nie chcę nawet. Podziwiam tych wspaniałych ludzi, których los tak okrutnie dotknął. Od nich uczę się pokory, miłości, i wiary. Bo łatwo wierzyć w Boga jeśli wszystko wspaniale się układa, łatwo pięknie o Bogu mówić, głosić Go i pouczać innych. Wszystko jednak zmienia się, kiedy cały świat wali się na głowę, kiedy nie widać sensu życia, a każdy dzień to cierpienie i walka o życie, o jego lepsze jutro. Wtedy nie każdy jest silny, wielu ludzi załamuje się, traci wiarę, traci nadzieję i miłość. Rodzice dzieci niepełnosprawnych tacy nie są, oni kochają, wierzą i ufają pomimo wszystko. Są niczym dobre Anioły, które nie myślą o sobie, ale o innych. I tak wiele w nich radości, optymizmu, umiejętności cieszenia się ze zwykłych codziennych spraw, tych małych i tych wielkich. Pokora jest tym, co najbardziej w nich podziwiam tym bardziej, że mnie samej brakuje tej pięknej cechy charakteru. Trochę zmieniłam się ostatnio. Miało na to wpływ kilka wydarzeń, poznałam i zetknęłam się z ludźmi od których oczekiwałam dobra, wierzyłam w nie, a oni brutalnie mnie oszukali. Ci natomiast, którzy wydawali się na źli, okazali się moimi przyjaciółmi. To nauczyło mnie tylko jednego: żeby nie ufać ślepo ludziom, kochać ich, ale niczego od nich nie oczekiwać. Wtedy nie skrzywdzą, nie zadadzą bólu jeśli im na to nie pozwolę. Od dzisiaj buduję wokół siebie żelazny pancerz, aby już nikogo do siebie nie dopuścić i nie cierpieć potem. Oczywiście moi znajomi i przyjaciele mają zawsze dostęp do mojego SERDUCHA i są tam tak głęboko, że nikt i nic nie jest w stanie ich stamtąd wyciągnąć… ani nawet siłą wydrzeć, jeśli by ktoś próbował J Jakiś czas temu zdobyłam się na odważny krok. Zaprosiłam do kręgu znajomych na facebooku osoby o których wiedziałam tylko tyle, że są rodzicami niepełnosprawnych dzieci. Dzisiaj są to najważniejsi dla mnie znajomi, uwielbiam czytać, co udostępniają, oglądać zdjęcia ich wspaniałych dzieciaczków, czasami pisać z nimi, jeśli tylko znajdę czas. Mam kilka przyjaciółek od serca i jestem szczęśliwa, kiedy czasem zapytają co u nas, poczytają naszego bloga, wymienią się informacjami na temat funkcjonowania naszych pociech oraz napiszą jak radzą sobie ze zwykłą szarą codziennością. Tak dobrze mieć ich przy sobie, zwłaszcza jeśli człowiekowi doskwiera samotność. Czuję się samotna, ostatnio nawet bardzo często. Życie leci tak szybko, ciągle brak czasu, masa spraw do załatwienia. Brakuje mi także kontaktu z Karolkiem. Do południa jest w przedszkolu, potem z Sylwusiem idziemy do Kościoła na różaniec i tak jakoś codziennie mało mi tego dnia, brakuje tej bliskości i czułości, którą Karolek tak uwielbia. Tak czasami się zastanawiam, czy jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwi: Karolek, Sylwuś, cała moja rodzina? Próbuję być szczęśliwa, naprawdę się staram, ale jakoś kiepsko ostatnio mi to wychodzi. Może kiedy zapomnę o sobie, nauczę się pokory, skromności i będę akceptować ludzi takimi jacy są, z ich zaletami oraz wadami, wtedy na pewno będzie mi trochę lżej i łatwiej. Tego nauczą mnie Anioły - dobrzy ludzie, których tak wielu wokół mnie. Gdyby nie one, dawno bym się załamała i straciła wiarę w to wszystko, w cel i sens tego pełnego trosk i zmartwień  życia.  A ja wierzę i wiem, że Anioły są, bardzo blisko mnie. Teraz, kiedy piszę ten post, jeden z nich już nawet usnął, leży wtulony we mnie i cichutko chrapie. Może dlatego jestem teraz tak spokojna, czuję się taka bezpieczna, kiedy czuję jego dotyk i ciepło. Małe, pogryzione rączki i brudne od chodzenia boso stópki, to cały mój świat, bez którego nie mogłabym żyć. A może to jest właśnie SZCZĘŚCIE… tylko ja niepotrzebnie  jeszcze szukam??? A ONO śpi tak słodko obok mnie i nadaje sens mojemu życiu…



4 komentarze:

  1. Powiało smutkiem, ale też rzeczywistością. Przykre.
    Samych dobrych dni, świecącego słońca i radości w duszy.
    Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnieszko, wygląda na to, ze obcy są bliżsi, niż ci, co bliscy być powinni. Mimo wszystko nie zapominaj o sobie. tylko dzięki dawce egoizmu możemy jakoś przeżywać kolejne dni. Większy altruizm by nas po prostu zabił... Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kami <3 Bardzo dobrą radę mi dałaś i zacznę pewnie z niej korzystać :) Kochana jesteś :) Pozdrawiam serdecznie ;)

      Usuń