sobota, 24 sierpnia 2013

Notatki z turnusu Cz.4.

Notatki z turnusu… Cz.4.
                                                                                                                          Dzień ósmy (wtorek)                                                                                                                                                                                                                               Pogoda cały czas byle jaka. Żadnych widoków na kąpiel i odrobinę słońca. Jedyne co robimy, to spacerujemy. Oglądamy stoiska z pamiątkami. Karolek wyszukuje wszystkie postaci z bajek Disney’a, począwszy od Myszki Miki czy Donalda, a skończywszy na psie Pluto. Jednak piłkę wybrał sobie ze Scoobydou. Mamy problem, bo nie wiemy, co Pulpecik chciałby sobie kupić. Pokazuje na wiele różnych zabawek, ale tylko je ogląda. Raz daliśmy się na to nabrać, kupiliśmy zabawkę, a zaraz po wyjściu ze sklepu, Karolek wyrzucił ją za siebie, zadowolony, że pozbył się niepotrzebnej rzeczy. I bądź tu mądrym, by odgadnąć, co chce Karol.

Dzień dziewiąty (środa)                                                                                                                                    
Nudy, nudy, nudy… Obudziła nas ulewa. Cały dzień padało tak mocno, że nie można było nigdzie wyjść. Dopiero po 16-ej poszliśmy na spacer. Wróciliśmy na kolację. Niestety Karolek dostał biegunki tuż przed pójściem na stołówkę, a już na miejscu biedaczek zwymiotował. Potem już cały wieczór męczyła go ta okropna biegunka, co chwilkę biegał do ubikacji, aż ze zmęczenia zasnął. Przez sen popłakiwał troszkę, więc pewnie bolał go brzuszek. Pierwszy raz mam ochotę wracać do domu. Ciągle leje deszcz, zimno jak diabli i wieje silny wiatr, a do tego jeszcze chłopcy nudzą się w tym ciasnym pokoiku. Co gorsze, Karolek złapał jakieś świństwo i się męczy. Masakra.

Dzień dziesiąty (czwartek)                                                                                                                                                                                                                     Do południa, jak zwykle, padał deszcz. Po obiedzie trochę się wypogodziło, więc wzięliśmy koc i poszliśmy na plażę. Wiał zimny wiatr i pomimo świecącego pięknie słoneczka, nie dało się wejść do wody. Karolek nie chciał nawet słuchać żadnych tłumaczeń i wyjaśnień. Wydzierał się, jak wściekły, gdy spróbowaliśmy położyć się na kocu. Płakał tak i krzyczał około pół godziny. Wreszcie, widząc, że nici z naszego leżakowania, spakowaliśmy wszystko z zamiarem pójścia do "Fregaty". Po drodze znalazłam jedno fajne miejsce, gdzie nie wiał wiatr i zaproponowałam, by tam rozłożyć koc. Okazało się, że to dobry pomysł. Karolek był zadowolony, Sylwuś też. Trochę się opaliliśmy, bo słońce grzało bardzo mocno, a potem pstryknęłam kilka zdjęć. Z nadzieją, na lepszą pogodę, wróciliśmy do ośrodka.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz