niedziela, 25 sierpnia 2013

Notatki z turnusu Cz.6.

Notatki z turnusu… Cz.6.

Dzień dwunasty (sobota)
                                                                                                                          Przez pół nocy Sylwek wymiotował i miał biegunkę. Prawdopodobnie zaraził się wirusem od Karolka. Rano czuł się już odrobinkę lepiej, ale nie miał apetytu i prawie nic nie jadł. Na plażę poszliśmy dopiero po godzinie 10-ej, kiedy pozwoliła nam na to pogoda. Przed wyjściem nasi chłopcy pobawili się na placu zabaw, gdzie przebywały też inne dzieci kolonijne z ośrodka. Spotkała nas tu bardzo zabawna sytuacja. Pewna dziewczynka, słysząc buczenie naszego Pulpecika, była strasznie ciekawa dlaczego tak się zachowuje. Nagle nie wytrzymała i spytała Sylwusia „Dlaczego on tak śpiewa?”. Sylwek spojrzał na nią i kompletnie wyluzowany odparł „Nauczył się w Kościele tak śpiewać”. Dziewczynka już o nic więcej nie zapytała, a my mało nie pękliśmy ze śmiechu z tego, w jaki sposób Sylwek poradził sobie z kłopotliwym pytaniem i ciekawską osobą. Resztę dnia spędziliśmy na plaży i w wodzie. Radości nie było końca. Karol z Sylwkiem, jak dwie foczki, skakali w wodzie. Karolek nawet nauczył się od brata zatykania palcami nosa, kiedy się nurkuje. Szybko załapał o co chodzi i przewracał się w wodę. Szedł oczywiście tam, gdzie jest głębiej, więc nie można go było na chwilę spuścić z oka. Na tym szaleństwie minęła nam cała sobota. Była wspaniała dlatego, że sprawiła radość moim dzieciom. Zawsze kiedy oni są szczęśliwi, wtedy dla mnie jest cudowny dzień. Ten był właśnie taki, pełen radości i uciechy.













Dzień trzynasty (niedziela)                                                                                                                                                                                                                      W końcu przyszła kolej na mnie. Obudziły mnie nudności, potem zaczęły się wymioty. Postanowiłam sobie jednak, że żaden głupi wirus nie powstrzyma mnie przed pójściem na plażę. Chłopcy przecież tak bardzo czekali na tę kąpiel, mieli wczoraj obiecane, że będą pływać i nurkować. Wzięłam tabletki, napiłam się Coca – coli (najlepsze lekarstwo na grypę żołądkowo – jelitową) i powlokłam się z całą rodziną na plażę. Trochę byłam słaba, bo cały dzień nic nie jadłam, ale mimo to po południu weszłam z dziećmi do wody. Karolek cały dzień wyszalał się w morzu, a Sylwusiowi nawet udało się wybudować ogromny zamek z piasku. Wracaliśmy do domu ledwo żywi, dlatego dzieci zaraz po przyjściu do pokoju, słodko usnęły.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz