niedziela, 12 stycznia 2014

Paluszkowo...

Post ten ma dotyczyć najczęściej używanej przez Karolka części ciała, a mianowicie palców. I owszem, będzie o Karolkowych paluszkach, ale za chwilę. Najpierw pochwalę Wam się ostatnim wyczynem Pulpecika podczas niedzielnego obiadu. Obiad jak to obiad, w dodatku niedzielny; na pierwsze danie ubóstwiany przez Karolka rosół, na drugie ziemniaczki, pyszne mięsko i surówka. Nikt nawet nie podejrzewał, że będzie to niezwykłe, a na pewno oryginalne danie, jakie wyczaruje dla nas mały Łobuziak. Kiedy wszyscy wrócili z Kościoła zmarznięci i głodni, jak przysłowiowe "psy", od razu zajęli miejsca przy stole oczekując na pyszniutki, gorący rosołek. Nikt nawet nie marudził, gdy podano do stołu. Pierwszym, który zrezygnował z posiłku był Karolek, który jak nigdy, od razu wstał i uciekł na górę. Nieco zdziwieni jego zachowaniem, przystąpiliśmy do pałaszowania obiadu. Już przy pierwszym skosztowaniu, poczułam, że smak jest jakiś dziwny, jakby trochę słodkawy. Mama stwierdziła, że to z pewnością z dużej ilości marchewki i cebuli, dodanych do gotowania. Niestety po paru łyżkach, wszyscy stwierdzili, że rosół jest tak słodki i mdlący, że nie da się go więcej przełknąć. Szybko okazało się, że napełniona rano po brzegi cukierniczka stoi zupełnie pusta. Już wtedy wszyscy domyślili się, kto jest sprawcą tego wyczynu i doprawienia rosołu cukrem. Sam winowajca, oczywiście zwiał i ukrył się na górze, a cały garnek słodziutkiego rosołu spałaszowały koty. Troszkę szkoda  tego niedzielnego rosołku, na pewno byłby pyszny, gdyby Karolek nie wsypał całej zawartości cukierniczki. Ale za to pierwszy raz w życiu miałam okazję jeść ROSÓŁ NA SŁODKO. Nie polecam, lepszy tradycyjny. Cóż zrobić, jeśli ma się w domu takiego kucharza, jak Karolek, uwielbiającego "kuchenne rewolucje", wtedy wszystko ma inny zupełnie nowy smak. Do tego jednak można się przyzwyczaić, nawet do małego kucharczyka, który pieczołowicie dba, by nam w życiu było słodko.                                             Teraz o tym, czego miał dotyczyć post, czyli Pulpecikowych paluszków. Palce to bardzo ważna część ciała dla autystycznego i niemówiącego Karolka. Używa ich, aby komunikować się z nami wskazując to, czego chce, o czym myśli albo co chciałby robić. Paluszkami posługuje się od kiedy przestał mówić. Najpierw to były czyjeś palce, brał cudzą rękę, a jej wskazujący palec, kierował na dany obiekt, który go w tym momencie interesował, np. wskazując jedzenie, picie, komputer, książkę czy zabawkę. Ten okres posługiwania się czyimś palcem trwał bardzo długo. Kiedyś nawet zaskoczyła nas pewna sytuacja w ośrodku zdrowia, gdzie Karol w poczekalni usiadł przy obcym mężczyźnie, wziął jego rękę i wodził nią po obrazkach w książce. Ów mężczyzna na początku był w lekkim szoku, nie wiedząc, co Karolek od niego chce, ale potem pewnie zrozumiał, bo posłusznie robił, to czego zażyczył sobie Karol. Dopiero po jakimś czasie Karol zaczął używać swojego palca, choć nigdy nie przestał korzystać z cudzych. Teraz z paluszka korzysta bardzo, bardzo często, ale jego komunikaty są bardziej rozbudowane. Potrafi czasami przekazać swoje myśli, wskazując na kilka rzeczy naraz. Trudno dziwić się temu, Karol rośnie, coraz więcej chciałby powiedzieć, podzielić się tym, co przeżywa, myśli. Z tym związane są także różne zabawne sytuacje. Jedna sprzed zaledwie dwóch tygodni, kiedy przyjechała do nas Ciocia z Kuzynką. Karol w południe wymyślił sobie spanie i chciał zagonić mnie do łóżka. Najpierw pokazał szafkę, potem wyciągną z niej szlafrok i palec skierował raz na mnie, raz na szlafrok, żebym go założyła i poszła z nim spać. Dość śmiesznie to wyglądało, biorąc pod uwagę, że było popołudnie. W przedszkolu Karolek pokazał na sklepowej ulotce, co chciałby dostać od Św. Mikołaja, pepsi i chipsy. Tak stukał paluszkiem w ulotkę, że mało nie zrobił dziury. Zresztą które dziecko nie lubi chipsów i pepsi? Karol je uwielbia do tego stopnia, że ostatnio zamiast poczęstować Babcię, pokazał na opakowanie i na siebie, żeby Babcia zrozumiała, że chipsy są tylko i wyłącznie jego własnością. My każdego dnia uczymy się odczytywać te gesty i paluszkowe wskazówki. Ktoś nawet zaproponował nam, że możnaby było spróbować nauczyć Karolka języka migowego. Dzisiaj sama poważnie się nad tym zastanawiam. Może akurat byłby to dobry pomysł. Mamy jeszcze taki jeden mały problem z tymi paluszkami, ciągle są gryzione. Dwa wskazujące palce są dalej grubsze od pozostałych i pełne śladów ząbków oraz czerwonych pęcherzy. Gdy Pulpecik jest czymś podekscytowany, zdenerwowany, a nawet szczęśliwy, gryzie palce, czasem bardzo silno. Smarowanie ich gorzkimi kremami nie pomogło. To nie przeszkadzało mu mimo obrzydliwego smaku, dla mnie nie do wytrzymania, gdyż zdarzyło mi się raz spróbować, gdy pocałowałam Karolka w rączkę. Karolkowi ta gorzka maść nie przeszkodziła w gryzieniu. Może jak będzie starszy, kiedyś z czasem gryzienie paluszków mu przejdzie. Jeszcze do jednego Karolkowi służą paluszki: do jego ukochanego wierszyka pt. "Sroczka". Mógłby słuchać go na okrągło. Raz pobiłam nawet rekord. Nad morzem przez dwie godziny, jak spacerowaliśmy po plaży, a było za zimno, żeby się kąpać, recytowałam mu "Sroczkę". Trwało to przez dwie godziny, bo musieliśmy czekać na autobus, a "Sroczka" zawsze działała na niego uspokajająco. Oj, bolała mnie buzia po tym, mimo że na co dzień jestem gadułą. Ale dwie godziny "Sroczki" było ponad moje siły. Taki już jest nasz mały, kochany Karolek, jedyny i niepowtarzalny kucharz,  z poranionymi paluszkami, ale ciągle roześmianą buzią. Najdroższy, najukochańszy na świecie Skarb...



2 komentarze:

  1. A nie myśleliście o komunikacji obrazkowej dla Karolka? PESC albo piktogramy?
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry pomysł :) Karol korzysta z piktogramów w przedszkolu. W domu terapeutka rysuje mu obrazki i przez nie Pulpecik wskazuje, co chciałby robić w danej chwili... Przemyślę i rozważę to... Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń