Zwykły dzień…

Kilka
osób pytało mnie nie raz, jak wygląda nasz zwykły dzień. Pomyślałam, że nie ma
o czym pisać, bo wszystkie nasze dni są jednakowe i przewidywalne. Teraz wiem,
że to tylko pozory. Każdy dzień jest jedną, wielką niespodzianką, bo nigdy nie
wiadomo, co się takiego zdarzy i co nowego nasz mały Brzdąc wymyśli. Mimo tego,
postaram się trochę przybliżyć nasz codzienny rozkład dnia. W dni robocze
wstajemy wcześnie, bo około szóstej rano (tak szczerze, dla mnie, to środek
nocy). Potem robimy, to co każda
rodzina: dzieci myją się, ubierają. Śniadania w domu raczej nie jedzą, chyba że Pulpecik jest bardzo głodny, porwie kilka kromek i zjada je jak najsmaczniejsze
ciastka. Oczywiście zanim wstanie udaje, że jeszcze smacznie śpi i jak
niedźwiadek, cały zakopuje się pod kołdrę lub owija nią jak w kokon. Mija trochę
czasu, zanim uda się go wyciągnąć z posłania. Kiedy wstanie taki
półprzytomny i ledwo żywy, idzie po kubek i butelkę z wodą. Karolek zanim się
pozbiera do przedszkola wypija prawie pół butelki wody smakowej. Zapomniałam o
jednej ważnej sprawie, mamy swojego „koguta”, który co ranek nas budzi. Jest
nim Korri, która skomli koło łóżka tak długo, aż się stamtąd wszyscy
wygramolimy. Przygotowani do jazdy, wsiadamy do samochodu. W pierwszej
kolejności jedziemy do miejsca mojej pracy. Tu droga bywa czasami bardzo długa,
w zależności od tego, kiedy Karol przypomni sobie, że ma się rozebrać. Bez
względu na pogodę i temperaturę w samochodzie, najpierw w powietrzu fruwają
buty, a potem skarpetki. Tak, że jadąc
na przednim siedzeniu, trzeba uważać, żeby ni stąd ni zowąd nie dostać butem w
głowę. Do przedszkola Karolek przyjeżdża boso, dlatego kiedyś nazywałam go
„Bosym pastuszkiem”, bo częściej jest bez skarpet i butów aniżeli w nich. „Bosy
pastuszek” to zresztą piosenka przy której zawsze się wzruszam, zwłaszcza przy
słowach „Był pastuszek bosy, zimne nóżki miał, ale dobry Anioł piękne butki
dał”. Tak sobie myślę wtedy, że może kiedyś naszemu Karolciowi Anioł da takie
buciki, które mu nie będą ciążyły i nie będzie miał już nigdy zimnych nóżek.
Kiedyś pewnie tak, Karolek będzie szczęśliwy, zawsze w to wierzyłam i wierzę
nadal. Natomiast teraz korzysta z każdej nadarzającej się okazji, by pozbyć się
uciążliwego obuwia i skarpet. Ja wysiadam pierwsza, a dzieci jadą dalej. I tu
jedyne wytchnienie, jakie mamy: przedszkole i szkoła, które zajmują się przez
kilka godzin naszymi Łobuzami. Około godziny trzynastej, ja kończę swoją pracę.
Wtedy jedziemy po dzieci. Pierwszy kończy Sylwek który kilka budynków niżej ma
terapię z psychologiem i logopedą. Oczywiście, żeby go wybrać ze szkoły musimy
udać się tam pieszo, bo Karolek potrafi nawet przy zamkniętym oknie i z
dalekiej odległości rozpoznać odgłos naszego samochodu. Wtedy trzeba by było jego
także zabrać, bo wrzask byłby w przedszkolu niesamowity. Gdy Sylwester sobie
ćwiczy, w tym samym czasie wybieramy z przedszkola Karolka. Kiedy już go
wyprowadzę na korytarz, wtedy zaczyna się codzienny rytuał: ucieczka na
drewniane schodki, po których dzień w dzień muszę go ganiać oraz różne wygibasy
w czasie ubierania. Gdy już mamy to wszystko za sobą, idziemy po Sylwusia.
Oczywiście Karol w tym czasie siedzi i demoluje w środku samochód, bo do
ośrodka terapeutycznego, do którego chodzi Sylwek, nie wejdzie za żadne skarby świata. No i rozbiera się
przy okazji. W środy jeszcze mamy grupę wsparcia dla rodziców i zajęcia z
terapeutami grupowe oraz indywidualne dla dzieci, więc w domu jesteśmy dopiero wieczorem. Zapomniałam tu o jeszcze
jednej ważnej sprawie, a mianowicie zakupy, bo przecież prawie codziennie je
robimy. Najgorsze co może człowieka spotkać, to zakupy z Sylwkiem i Karolkiem!!!
Sylwek widzi tyko zabawki oraz słodycze i najchętniej wykupiłby cały sklep.
Karolek natomiast uwielbia zabawy w łapanego w supermarketach, gdzie jest duża
przestrzeń, łatwo uciec, można pokonywać trasy pomiędzy półkami sklepowymi i
wystawami, a przy tym nie dać złapać się mamie. To ostatnie Karolek uwielbia, a
najbardziej wtedy, jak widzi moje zdenerwowanie. Wtedy aż kwiczy z radości i
ucieka jak szalony. A ja, cóż mam zrobić??? Muszę go złapać, co niestety łatwe
nie jest. Poza tym, nie zawsze jest tak wesoło, czasem Karolek reaguje płaczem,
jeśli w sklepie jest głośno i dużo ludzi. Dlatego w miarę możliwości staram się
robić zakupy bez dzieci, żeby nie być później w centrum zainteresowania
klientów supermarketów. Po tych wszystkich rozrywkach, ledwo żywi, wracamy do
domu, Pulpecik boso oczywiście. Zanim dojdziemy na górę Karolek rozbiera się
już od wejścia, tak że do swojego pokoju przychodzi już do prawie rozebrany, a
my tylko wracamy i zbieramy pozostawione wcześniej ubrania. I tu zaczyna się
codzienny horror!!! Sylwek chce pić, Karol chce jeść, a Korri wyjść na spacer.
Jedno biega z płytą i chce grę na komputerze, drugie bajki, a trzecie „dziecko”
stoi pod drzwiami, skomle i piszczy. Wszystko musi być na już. Po tym całym
szaleństwie, kiedy emocje trochę opadną, mamy chwilę, żeby coś zjeść i
napić się kawy lub herbaty. Tylko nie całkiem beztrosko, bo cały czas
trzeba mieć na oku Karolka, który tylko czeka na nasz moment nieuwagi. Pierwsza
rzecz, jaką robi, kiedy go spuścimy z oczu, to idzie do ubikacji i nie
przypilnowany wysmaruje się tym, co zrobił. Lubi też nasmarować się cały mydłem
w płynie, szamponem, pastą albo wyczyścić wszystkie ściany szczotką do wc lub
naszą szczoteczką do zębów. Popołudnie należy już tylko do dzieci, zajmujemy
się nimi i zaspokajamy wszystkie
potrzeby oraz zachcianki. Owszem, czasami bawią się sami, ale wtedy trzeba
jeszcze bardziej uważać, bo gdy cała trójka biega po pokojach i skacze po
meblach, można dostać szału. My jesteśmy przyzwyczajeni. Wieczorem pora na
kąpiel. Tu zawsze trzeba być gotowym na to, że to co wlejemy do wanny w połowie
będzie poza wanną. Rybka – Karolek uwielbia się pluskać. Najczęściej kąpią się
razem. Żeby dojść do wanny i wyciągnąć z niej towarzystwo, najpierw trzeba zebrać szmatą z
podłogi miskę wody i robić to tak, by nie zostać oblanym przez Karolka tym, co
jeszcze pozostało. Wykąpane Szkraby kładą się do łóżek. Sylwkowi do
zasypiania potrzebna jedynie bajka, a Karolkowi… niestety, mama. Beze mnie nie
pójdzie spać za żadne skarby świata. Kiedy długo nie przychodzę, Karolek
przychodzi po mnie, bierze za rękę i ciągnie w kierunku łóżka. Zdarzało się
czasami, że dostawałam klapsa i byłam popychana aż do samego łóżka. A jak
Karolek coś chce, to nie ma zmiłuj się!!! No i z łóżka też nie da uciec się tak
łatwo, bo Karol obejmuje mnie wpół i silno trzyma, nawet wtedy, kiedy już
twardo śpi. A czasami to gramoli się na mnie i w taki sposób zasypia. No i nie
może nikt się do mnie nawet zbliżyć, ani tato, ani Sylwuś. Mama wieczorem jest
niewolnicą Karolka i każdy musi się z tym pogodzić, czy mu się to podoba czy
nie. Tak mija nasz kolejny zwykły dzień z niezwykłym dzieckiem…