poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Pulpecik


Pulpecik…

Razem z autyzmem pojawiły się problemy z jedzeniem. Nagle Karolek przestał jeść wszystko, co do tej pory lubił. W jego codziennym menu pozostał jedynie chleb, niektóre zupy oraz czekoladowe wafelki. Uwielbiał także truskawkową gumę rozpuszczalną, ale to dostawał bardzo rzadko. Nie pomagało wymyślanie coraz to nowych potraw, gotowanie specjalnie pod gust Karolka ani różne chytre sztuczki, mające na celu nakłonienie go do jedzenia. W związku z tak ubogim jadłospisem, Karol zaczął spadać na wadze, był malutki, drobny na buzi, a w dodatku bardzo blady. Miał taką bielutką cerę, że jedna z moich koleżanek nazwała go żartobliwie Mączką. Załamywaliśmy ręce i nikt nie wiedział, jak skłonić małego niejadka, by wreszcie zaczął się normalnie odżywiać. Zdarzały się czasami i śmieszne sytuacje, tak jak na przykład jedna w szpitalu. Podczas gdy ja zajadałam chleb z wędliną i serem, Karolek z wielkim apetytem pałaszował postny chleb. Widząc to, niejeden by pomyślał, że wyrodna ze mnie matka. Jak jednak wytłumaczyć Karolkowi, że kanapka jest zdrowsza, skoro on uwielbia sam chlebek i za żadne skarby świata nie weźmie kanapki do ust? Ta troska o jego zdrowie doprowadziła do tego, że zaczęłam zmuszać go do jedzenia. Niestety każdy włożony do buzi kęs, powodował u niego odruch wymiotny. Po jakimś czasie daliśmy sobie spokój ze zmuszaniem Karolka do czegokolwiek, a tym bardziej do jedzenia. Jadł tylko to, co chciał, zaś my zaopatrzyliśmy go w aptece w syrop witaminowy, żeby nie dostał anemii ani innej poważnej choroby spowodowanej złymi nawykami żywieniowymi. Próbowałam także podawać mu środek zwiększający apetyt u dzieci, ale działał on na niego jedynie w ten sposób, że Karol jadł więcej postnego chleba, a na inne posiłki nawet nie spojrzał. Zdarzał mu się czasami wilczy apetyt oraz przyrost wagi spowodowany zapaleniem płuc, a co za tym idzie, pobytem w szpitalu i podawaniem sterydów. Taki okres trwał jakieś kilka tygodni, po których Karolek znowu wracał do swoich tradycyjnych rozmiarów. Odpuściliśmy, stwierdzając, że nie ma takiej siły, która zmusiłaby go do normalnego jedzenia. I tutaj zostaliśmy bardzo miło rozczarowani. W przedszkolu specjalnym, do którego zapisaliśmy naszego małego Niejadka, powoli, małymi kroczkami, zaczęto uczyć go jedzenia. Nie dowierzałam, kiedy panie przedszkolanki opowiadały, jak nasz syn zjada pokrojone na małe kawałeczki kanapki, je surówki, mięsa i inne rzeczy, o których konsumpcję nigdy wcześniej bym go nie podejrzewała. Uwierzyć musiałam, bo miałam na dowód zdjęcia i nagrany film, na którym Karol bierze to, co ma na talerzu i bez najmniejszego grymasu wkłada do buzi. I nagle, nawet nie wiem kiedy to się dokładnie stało, z Chucherka zrobił się okrąglutki i pulchniutki Pulpecik. Dzisiaj Karol je już prawie wszystko, nienawidzi tylko czerwonego barszczu, do czego ma całkowite prawo. Nie każdy musi przecież wszystko lubić. Waży więcej niż jego o siedemnaście miesięcy starszy brat Sylwuś i nosi dumnie wypięty do przodu brzuch. No i przez to jest bardzo całuśny, wszyscy go cmokają, bo ma mięciutką, „gąbczastą” buzię. Ja też czasem boję się, żeby go nie zacałować, albo nie porobić sińców na policzkach z tego ciumkania. No i nasz mały Żarłok cały czas coś je. Kilkanaście razy dziennie otwiera i zamyka szafki w poszukiwaniu jedzenia, zagląda do babcinych garnków w kuchni, a jak widzi, że jest coś dobrego, bierze za rękę, pokazuje, co chce, a potem zasiada do stołu. Czeka tak długo, aż podadzą mu jedzonko. W ubiegłym roku mieliśmy mały problem, na Karolka nie pasowały prawie żadne spodnie. Te dobre na długość, były za wąskie w pasie, a te dobre w pasie po prostu za długie. Musieliśmy przejść masę sklepów, zanim zakupiłam odpowiedni rozmiar. Jest jeszcze jedna sprawa związana z miłością Karolka do jedzenia. Chociaż nie posługuje się mową, to kiedy jest bardzo głodny, albo zobaczy coś pysznego do jedzenia, mruczy „ammmm, ammmm….”. To już jakaś nadzieja, że może kiedyś ta komunikacja za pomocą mowy nastąpi. A na razie cieszymy się, że Pulpecik ma apetyt, oby tak dalej, bo jak się zwykło mawiać „Kochanego ciała nigdy za wiele” J




2 komentarze:

  1. oj jak fajnie ;) jakbym czytała o moim smyku :D Nie chce jeść chleba z niczym - nawet z masłem - tylko suchy - albo sucha bułkę :D Na śniadanie i kolacje -kaszka - chociaż się na nia wypinac zaczyna - ale jakoś go jeszcze przekonuję :D Na obiad zupka - tez nie każda - zagęszczona sinlaciem - chyba że to rosół :) a tak to jadłyby tylko słodkie (a nie może bo ma candidę). Z owoców na szczęście jabłka i gruszki :) to mógłby jeść tonami :) czasem omlet, naleśnik albo placek ziemniaczany :) i tyle :D aha - czasami pierożka zje albo krokieta :) Oczywiśce bez mięsa :) mięsko w zupei ewentualnie - pokrojone i ukryte :P jest nadzieja, że mój mały zacznie jesć kiedyś :D hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Martunia musisz wysłać go do przedszkola tam, gdzie chodzi Karol. Sukces gwarantowany :) Po około miesiącu będzie jadł wszystko. Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń