wtorek, 26 lutego 2013

Jak powstał blog...




Jak powstał blog? - to pytanie zadało mi już kilka osób. A pomysł na bloga zrodził się całkiem przypadkowo, właściwie dzięki jednemu młodemu człowiekowi, który obiecał, że założy mi jakąś stronkę do zbierania jednego procenta. Poznałam go w bardzo nietypowych okolicznościach. Pewnej niedzieli, poszłam z całą rodziną na południową Mszę Świętą. Karolek w ten dzień zachowywał się okropnie, był bardzo pobudzony i żywy. Również na mszy szalał jak wściekły. Nie pomagały upomnienia, szarpanie za rękę, a nawet delikatne klapsy, które dostawał po kryjomu. Karol tylko chichotał się i wariował coraz bardziej. Kusiło mnie wtedy, żeby w końcu z nim wyjść, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, gdy mu ustąpię, nigdy nie przyzwyczai się do siedzenia na mszy. Jedyne, co go wtedy uspokajało to dźwięk organów, w które z uwagą się wsłuchiwał. To były jedyne wyjątkowe chwile, kiedy był spokojny i grzeczny. Męczyliśmy się tak przez połowę mszy, aż nagle dwie ławki dalej mojego męża za ramię dotknął młody człowiek, pytając czy możemy uspokoić nasze dziecko. Na początku nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi, ale z każdą chwilą czułam się coraz gorzej. Kiedy wyszłam z Kościoła, byłam wściekła. Od razu poleciałam do księdza zapytać, co mam teraz zrobić, czy chodzić z Karolem do Kościoła, czy nie. Tu nie chodziło tylko o tego człowieka, ale wszystkich ludzi, którym czułam, że przeszkadzamy. Ksiądz oczywiście powiedział, że mamy prowadzić Karolka na mszę. To jednak do mnie nie przemawiało. Załamałam się całkowicie i stwierdziłam, że skoro moje dziecko nie może uczestniczyć we mszy, bo przeszkadza ludziom, ja też nie będę. Po miesiącu przełamałam się i poszłam do Kościoła. Przez ten czas zaczęły dochodzić do nas następne sygnały, na temat zachowania naszego małego Autysty. Jedna bardzo pobożna kobieta powiedziała naszym dziadkom, że Karolek powinien zajmować miejsce na samym tyle, bo ludzie nie mogą się modlić. Tą kobietą jednak nie przejmowałam się zbytnio. O wiele bardziej sprawiła mi przykrość postawa tego młodego człowieka, który nas upomniał. Szczerze go znienawidziłam, a za każdym razem widząc go na mszy miałam ochotę podejść i wygarnąć mu, co o nim myślę oraz powiedzieć, że to mnie tak bardzo boli. Niestety zawsze brakowało mi odwagi. Za to pierwszy raz spotkał się z nim mój mąż, zupełnie przypadkowo. Okazało się, że ta osoba nie wiedziała, że Karol ma autyzm. Myślał tylko, że jest po prostu rozpuszczony, a my jesteśmy rodzicami, którzy mu na wszystko pozwalają. Przeprosił nas. Ja jednak zawsze sama załatwiam swoje sprawy. Tym razem też tak zrobiłam. Dowiedziałam się, jak ma na imię i nazwisko, znalazłam na facebooku i napisałam. Odpisał mi. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i ostatecznie załatwiliśmy sprawę. Długo po tym wszystkim czułam się źle. Było mi głupio, że tak łatwo oceniam ludzi. To nie jest niczyja wina, że Karol jest taki, przecież nie widać po nim choroby, a zwłaszcza po jego buzi, która wygląda jak buzia zdrowego dziecka. Być może na miejscu tego młodego człowieka zachowałabym się podobnie, też nie lubię niegrzecznych, rozpieszczonych dzieci. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam oceniać innych. Już wystarczą mi te problemy, z którymi codziennie się borykamy, a co dopiero kłótnie i nienawiść z innymi ludźmi. Około pół roku temu zaczęliśmy pisać do siebie, o wszystkim i o niczym. Był naprawdę wytrwałym słuchaczem, a ja nie oszczędzałam go pisząc, kiedy tylko miałam okazję. Chyba potrzebowałam tego, żeby ktoś mnie wysłuchał i zrozumiał. Tak, jak wszystkich moich znajomych, jego także poprosiłam o pomoc przy jednym procencie. Obiecał wtedy, że założy mi jakąś stronę, na której umieszczę  dane Karolka. No i założył właśnie ten blog. Wiedziałam, że zanim umieszczę apel dotyczący pomocy naszemu Autystykowi, będę musiała coś o nim napisać. Tak powstała „Historia Karolka”, potem kolejne posty o tym, co od dawna leżało mi na sercu. Teraz nareszcie mogę opowiedzieć o moim dziecku i problemach z jakimi na co dzień się spotykamy. Zawsze uważałam, że jeśli kogoś przypadkowo spotykamy na swojej drodze, to wszystko dzieje się po coś. Gdyby nie ta młoda osoba, przez którą na początku tyle przeszłam, pewnie nie było by tego bloga. Ta osoba otworzyła mi jedynie oczy na temat tego, jak  postrzegane są przez społeczeństwo dzieci z autyzmem. Dzięki temu teraz o wiele łatwiej jest mi z tą rzeczywistością się pogodzić. I nie przejmować już tak bardzo. A mój blog??? Nigdy nie sądziłam, że ktoś będzie chciał to czytać. Tak na co dzień to nasze życie jest bardzo nudne. Rano ja jadę do pracy, dzieci do przedszkola i szkoły, potem na terapię w kilku miejscach Przemyśla i po południu, albo i samym wieczorem całkowicie wyczerpani wracamy do domu. Tutaj znowu Karolek odreagowuje bycie aniołkiem przez pół dnia i na dalszą jego część przybiera różki, aby dać nam porządnie w kość. Skacze po łóżkach, rozbiera się, włącza głośno muzykę na komputerze, rozrzuca wszystko po pokoju, myje ściany szczoteczką do zębów, włącza odkurzacz lub dokucza psu. Czasem mamy wszyscy naprawdę serdecznie dość. Na szczęście trochę nam mniej to przeszkadza, od kiedy przyjeżdża do nas pani terapeutka, by się nim zajmować. To nasze zwykłe przeciętne dni, a czasem są też takie, kiedy uświadamiamy sobie, jakie to życie jest szare i beznadziejne. Są chwile zwątpienia we wszystko, ale staramy się być pełni optymizmu, dla naszych dzieci oczywiście. One nie mogą widzieć, ze jesteśmy smutni. To, że nasz blog o Karolku ktoś czyta, to też dla mnie powód do radości. To bardzo miłe, że kogoś interesuje życie i rozwój naszego dziecka oraz problemy z jakimi się zmagamy i że są ludzie, którzy chcą pomóc, którym los naszego dziecka nie jest zupełnie obojętny. Boję się tyko, że pewnego dnia tematy się wyczerpią i nie będę wiedziała, co dalej pisać. Jednak Karolek to jedna wielka ZAGADKA, nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, jak się zmieni w przyszłości. Przez trzy lata od diagnozy poczynił ogromne postępy i liczę na to, że będą kolejne. Jeśli mój blog będzie miał chociaż kilku czytelników, o wszystkim, co się ciekawego w życiu Karolka wydarzy, będę Wam napewno pisać.

8 komentarzy:

  1. Aga, jestem wiernym czytelnikiem :) i czekam na następne opowieści. :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiola, jak będziesz czytać, to postaram się raz na jakiś czas coś napisać ;) Nie ma to, jak wierny czytelnik :))) Pozdrawiam i mocno ściskam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem wiernym czytelnikiem :) za każdym razem gdy czytam pani opowieści wzruszam sie i jestem pełna podziwu za pani siłę :)czekam na następne opowieści :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę pisać Pani Agnieszko, czytam każdą Pani opowieść o Karolku, jest Pani silną kobietą i szczerze Panią podziwiam, pozdrawiam :) była uczennica

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Życie samo nam pisze różne historie :) Ważne, by czerpać z nich tylko wszystko to, co dobre :)))

      Usuń
  6. Też zdarzało mi się oceniać ludzi po przysłowiowej okładce,przykre,ale prawdziwe.
    Najważniejsze,że wszystko sobie wyjaśniliście i dzięki temu incydentowi powstał Twój blog,którego właśnie czytam :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech chłop zachwyca mamę każdego dnia i daje jej popalić by wiedziała,że ma żywe dziecko :)

    OdpowiedzUsuń