Jak powstał blog...
Jak powstał blog? - to
pytanie zadało mi już kilka osób. A pomysł na bloga zrodził się całkiem
przypadkowo, właściwie dzięki jednemu młodemu człowiekowi, który obiecał, że
założy mi jakąś stronkę do zbierania jednego procenta. Poznałam go w bardzo
nietypowych okolicznościach. Pewnej niedzieli, poszłam z całą rodziną na południową
Mszę Świętą. Karolek w ten dzień zachowywał się okropnie, był bardzo pobudzony
i żywy. Również na mszy szalał jak wściekły. Nie pomagały upomnienia, szarpanie
za rękę, a nawet delikatne klapsy, które dostawał po kryjomu. Karol tylko chichotał
się i wariował coraz bardziej. Kusiło mnie wtedy, żeby w końcu z nim wyjść, ale
wiedziałam, że jeśli to zrobię, gdy mu ustąpię, nigdy nie przyzwyczai się do
siedzenia na mszy. Jedyne, co go wtedy uspokajało to dźwięk organów, w które z
uwagą się wsłuchiwał. To były jedyne wyjątkowe chwile, kiedy był spokojny i
grzeczny. Męczyliśmy się tak przez połowę mszy, aż nagle dwie ławki dalej
mojego męża za ramię dotknął młody człowiek, pytając czy możemy uspokoić nasze
dziecko. Na początku nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi, ale z każdą chwilą
czułam się coraz gorzej. Kiedy wyszłam z Kościoła, byłam wściekła. Od razu
poleciałam do księdza zapytać, co mam teraz zrobić, czy chodzić z Karolem do
Kościoła, czy nie. Tu nie chodziło tylko o tego człowieka, ale wszystkich
ludzi, którym czułam, że przeszkadzamy. Ksiądz oczywiście powiedział, że mamy
prowadzić Karolka na mszę. To jednak do mnie nie przemawiało. Załamałam się
całkowicie i stwierdziłam, że skoro moje dziecko nie może uczestniczyć we mszy,
bo przeszkadza ludziom, ja też nie będę. Po miesiącu przełamałam się i poszłam
do Kościoła. Przez ten czas zaczęły dochodzić do nas następne sygnały, na temat
zachowania naszego małego Autysty. Jedna bardzo pobożna kobieta powiedziała
naszym dziadkom, że Karolek powinien zajmować miejsce na samym tyle, bo ludzie
nie mogą się modlić. Tą kobietą jednak nie przejmowałam się zbytnio. O wiele
bardziej sprawiła mi przykrość postawa tego młodego człowieka, który nas
upomniał. Szczerze go znienawidziłam, a za każdym razem widząc go na mszy
miałam ochotę podejść i wygarnąć mu, co o nim myślę oraz powiedzieć, że to mnie
tak bardzo boli. Niestety zawsze brakowało mi odwagi. Za to pierwszy raz spotkał
się z nim mój mąż, zupełnie przypadkowo. Okazało się, że ta osoba nie
wiedziała, że Karol ma autyzm. Myślał tylko, że jest po prostu rozpuszczony, a
my jesteśmy rodzicami, którzy mu na wszystko pozwalają. Przeprosił nas. Ja jednak
zawsze sama załatwiam swoje sprawy. Tym razem też tak zrobiłam. Dowiedziałam
się, jak ma na imię i nazwisko, znalazłam na facebooku i napisałam. Odpisał mi.
Wyjaśniliśmy sobie wszystko i ostatecznie załatwiliśmy sprawę. Długo po tym
wszystkim czułam się źle. Było mi głupio, że tak łatwo oceniam ludzi. To nie
jest niczyja wina, że Karol jest taki, przecież nie widać po nim choroby, a
zwłaszcza po jego buzi, która wygląda jak buzia zdrowego dziecka. Być może na
miejscu tego młodego człowieka zachowałabym się podobnie, też nie lubię
niegrzecznych, rozpieszczonych dzieci. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie
powinnam oceniać innych. Już wystarczą mi te problemy, z którymi codziennie się
borykamy, a co dopiero kłótnie i nienawiść z innymi ludźmi. Około pół roku temu
zaczęliśmy pisać do siebie, o wszystkim i o niczym. Był naprawdę wytrwałym
słuchaczem, a ja nie oszczędzałam go pisząc, kiedy tylko miałam okazję. Chyba
potrzebowałam tego, żeby ktoś mnie wysłuchał i zrozumiał. Tak, jak wszystkich
moich znajomych, jego także poprosiłam o pomoc przy jednym procencie. Obiecał
wtedy, że założy mi jakąś stronę, na której umieszczę dane Karolka. No i założył właśnie ten blog.
Wiedziałam, że zanim umieszczę apel dotyczący pomocy naszemu Autystykowi, będę
musiała coś o nim napisać. Tak powstała „Historia Karolka”, potem kolejne posty
o tym, co od dawna leżało mi na sercu. Teraz nareszcie mogę opowiedzieć o moim
dziecku i problemach z jakimi na co dzień się spotykamy. Zawsze uważałam, że
jeśli kogoś przypadkowo spotykamy na swojej drodze, to wszystko dzieje się po
coś. Gdyby nie ta młoda osoba, przez którą na początku tyle przeszłam, pewnie
nie było by tego bloga. Ta osoba otworzyła mi jedynie oczy na temat tego, jak postrzegane są przez społeczeństwo dzieci z
autyzmem. Dzięki temu teraz o wiele łatwiej jest mi z tą rzeczywistością się
pogodzić. I nie przejmować już tak bardzo. A mój blog??? Nigdy nie sądziłam, że
ktoś będzie chciał to czytać. Tak na co dzień to nasze życie jest bardzo nudne.
Rano ja jadę do pracy, dzieci do przedszkola i szkoły, potem na terapię w kilku
miejscach Przemyśla i po południu, albo i samym wieczorem całkowicie wyczerpani
wracamy do domu. Tutaj znowu Karolek odreagowuje bycie aniołkiem przez pół dnia
i na dalszą jego część przybiera różki, aby dać nam porządnie w kość. Skacze po
łóżkach, rozbiera się, włącza głośno muzykę na komputerze, rozrzuca wszystko po
pokoju, myje ściany szczoteczką do zębów, włącza odkurzacz lub dokucza psu.
Czasem mamy wszyscy naprawdę serdecznie dość. Na szczęście trochę nam mniej to
przeszkadza, od kiedy przyjeżdża do nas pani terapeutka, by się nim zajmować.
To nasze zwykłe przeciętne dni, a czasem są też takie, kiedy uświadamiamy sobie,
jakie to życie jest szare i beznadziejne. Są chwile zwątpienia we wszystko, ale
staramy się być pełni optymizmu, dla naszych dzieci oczywiście. One nie mogą
widzieć, ze jesteśmy smutni. To, że nasz blog o Karolku ktoś czyta, to też dla
mnie powód do radości. To bardzo miłe, że kogoś interesuje życie i rozwój
naszego dziecka oraz problemy z jakimi się zmagamy i że są ludzie, którzy chcą
pomóc, którym los naszego dziecka nie jest zupełnie obojętny. Boję się tyko, że
pewnego dnia tematy się wyczerpią i nie będę wiedziała, co dalej pisać. Jednak
Karolek to jedna wielka ZAGADKA, nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, jak się
zmieni w przyszłości. Przez trzy lata od diagnozy poczynił ogromne postępy i
liczę na to, że będą kolejne. Jeśli mój blog będzie miał chociaż kilku
czytelników, o wszystkim, co się ciekawego w życiu Karolka wydarzy, będę Wam napewno pisać.
Aga, jestem wiernym czytelnikiem :) i czekam na następne opowieści. :))))
OdpowiedzUsuńWiola, jak będziesz czytać, to postaram się raz na jakiś czas coś napisać ;) Nie ma to, jak wierny czytelnik :))) Pozdrawiam i mocno ściskam ;)
OdpowiedzUsuńJestem wiernym czytelnikiem :) za każdym razem gdy czytam pani opowieści wzruszam sie i jestem pełna podziwu za pani siłę :)czekam na następne opowieści :)
OdpowiedzUsuńProszę pisać Pani Agnieszko, czytam każdą Pani opowieść o Karolku, jest Pani silną kobietą i szczerze Panią podziwiam, pozdrawiam :) była uczennica
OdpowiedzUsuńale ciekawa historia!
OdpowiedzUsuńŻycie samo nam pisze różne historie :) Ważne, by czerpać z nich tylko wszystko to, co dobre :)))
UsuńTeż zdarzało mi się oceniać ludzi po przysłowiowej okładce,przykre,ale prawdziwe.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze,że wszystko sobie wyjaśniliście i dzięki temu incydentowi powstał Twój blog,którego właśnie czytam :) pozdrawiam!
Niech chłop zachwyca mamę każdego dnia i daje jej popalić by wiedziała,że ma żywe dziecko :)
OdpowiedzUsuń