sobota, 9 lutego 2013

Tylko jeden procent, a tak wiele...

Kiedy po zdiagnozowaniu autyzmu u Karolka okazało się, że jedno musi stale zajmować się dzieckiem, mąż zmuszony był zrezygnować z zatrudnienia. To wydawało nam się jedynym możliwym rozwiązaniem, ponieważ Karolek potrzebował osoby, która ma prawo jazdy, a dzięki temu zawiezie go do przedszkola, na terapię, czy do lekarza albo poradni. Ponieważ ja jeszcze nie dorobiłam się „prawka”, a do tego trochę lat poświęciłam na studia, mąż zgodził się nie odbierać mi moich marzeń i sam zająć się dziećmi. Moim marzeniem od dawna była praca z dziećmi, cudzymi dziećmi. Zawsze chciałam uczyć, najpierw języka polskiego, bo w tym kierunku się kształciłam. Niestety życie bywa okrutne i nie zawsze toczy się tak, jak byśmy tego chcieli. Jako polonistka pracowałam jedynie pół roku. Zamiast tego, zostałam zatrudniona w szkole podstawowej, konkretnie w „zerówce”. W związku z tym podjęłam kolejne studia z wychowania przedszkolnego i edukacji wczesnoszkolnej. W przedszkolu pracuję do dzisiaj i na razie nie zamierzam z tego rezygnować.  Jednak w ubiegłym roku rozpoczęłam kolejne studia podyplomowe z oligofrenopedagogiki, związane z tym, co mnie jeszcze bardziej interesuje, a mianowicie z pracą z dziećmi niepełnosprawnymi. Czas pokaże, czy kiedyś dane mi będzie z tymi dziećmi pracować… ze swoimi własnymi na pewno. Na razie to tylko moje marzenie, które mam nadzieję, że się spełni. 
W każdym razie, na co dzień, ja pracuję i utrzymuję rodzinę (… i jeszcze się dokształcam w weekendy), a mąż poświęca się naszym dzieciom, , co rano ubiera je, karmi, kąpie, zawozi codziennie do szkoły i do przedszkola, po południu na terapię, a do tego także zajmuje się domem. Pomaga mi we wszystkim, w czym tylko potrafi i może. Niestety, taki podział obowiązków, wiąże się także z problemami finansowymi. Ja otrzymuję niewielkie wynagrodzenie, z czego część płacę za studia, mąż dostaje parę groszy z gminy, a wydatków mamy bardzo, bardzo dużo. Gdyby nie pieniążki otrzymane z 1% podatku, nie wiem, jak dalibyśmy sobie radę ze wszystkimi ponoszonymi kosztami, koniecznymi do tego, żeby choć trochę pomóc naszym dzieciom, aby w przyszłości mogły w miarę samodzielnie funkcjonować.
Pierwszą i podstawową sprawą jest dojazd dzieci do szkoły i na terapię. Zawozimy je codziennie naszym prywatnym samochodem, co miesiąc wiąże się z kosztem około 500 złotych. W ubiegłym  roku nie dostawaliśmy na ten cel ani grosza, wszystko trzeba było wyłożyć z własnej kieszeni. Oprócz tego jeszcze wydatki na zwykłe przyziemne sprawy, jak opłata rachunków, jedzenie, odzież i wiele innych. Było nam bardzo ciężko. Chcieliśmy także wyjechać na turnus rehabilitacyjny, co też dla nas wiązało się z olbrzymim, jak na naszą kieszeń, kosztem.
Któregoś dnia ciocia męża przyniosła nam z pracy karteczkę z prośbą od znajomej o oddanie jednego procenta na jej wnuka. Mówiąc to, zapytała dlaczego my nie zgłaszamy Karolka do fundacji (jeśli nam tak ciężko), bo przecież mogłaby oddać ten procent nam, a nie całkowicie obcemu dziecku. Nie bardzo wiedzieliśmy, jak coś takiego załatwić, ale znalazłam w internecie fundację „Zdążyć z Pomocą”, a tam wszystkie potrzebne informacje, jak założyć subkonto choremu dziecku. Wysłałam od razu podanie, orzeczenia o niepełnosprawności oraz wszystkie wyniki badań od lekarzy, wywiady, opinie i całą dokumentację Karola jaką mieliśmy w domu (… a trochę tego było). Czekaliśmy dwa miesiące na odpowiedź, aż wreszcie przyszła do nas wiadomość, że Karolek ma założone subkonto i możemy zbierać na niego 1% podatku.
No i się zaczęło…. W akcję zaangażowała się cała moja rodzina, pomagało nam wielu znajomych, przyjaciół. Przez ten 1% podatku przekonaliśmy się, jak wielu ludzi gotowych jest nam pomóc, że nie są im obojętne nasze problemy, że zawsze mamy na kogo liczyć. Okazało się, że mamy wspaniałą rodzinę i serdecznych przyjaciół. Trudno by mi było tutaj wymienić wszystkie osoby, które tak bardzo w poprzednim roku nam pomogły, nie tylko tym jednym procentem, ale też samym zainteresowaniem, dobrym słowem, życzliwością i rozpowszechnianiem naszych apeli. Do końca życia będziemy tym ludziom wdzięczni, za ich dobroć i gorące serce. A co z otrzymanymi środkami? Przydały się, i to bardzo. Za te pieniążki opłaciliśmy część turnusu rehabilitacyjnego, kupiliśmy paliwo, żeby mieć za co zawieźć dzieci do przedszkola. Ponieważ przez rok nastąpiła przerwa w projekcie, w którym uczestniczyli nasi synowie, zmuszeni byliśmy wysłać Karolka na prywatną terapię, za którą płaciliśmy 400-500 złotych miesięcznie. Na to również mogliśmy sobie pozwolić tylko dzięki Waszemu procentowi. Poza tym zakupiliśmy inhalator, bo nasz mały autysta ciągle zapadał na zapalenia krtani i tchawicy, lek o nazwie „IQ”, który usprawnia pracę mózgu, a nie jest tani, bo kosztuje ok. 76 zł i wystarcza na niecały tydzień, a resztę wydaliśmy na odzież dla Karolka i Sylwusia. Chłopcy rosną, ciągle czegoś im potrzeba, a nam ciężko z własnej kieszeni tym wszystkim potrzebom sprostać.
Chciałabym jeszcze wyjaśnić, jak wygląda przekazywanie pieniążków z fundacji. Wasz procent, który przekazujecie w corocznym zeznaniu podatkowym, trafia na subkonto Karolka dopiero w listopadzie. Przychodzi informacja, że księgowane będą pieniądze na subkonta. W tym roku byłam wolontariuszem, pomagałam przy księgowaniu procenta. Przychodziły wykazy wpłat, które wyszukiwałam na liście podopiecznych i przyporządkowywałam do każdego dziecka. W pierwszy dzień pamiętam, że nie przespałam nocy i zaksięgowałam ponad trzysta wpłat. Kiedy pomyślałam o tych wszystkich dzieciach, podopiecznych fundacji chorujących na nowotwory, mających autyzm, Zespół Downa, wady serca czy różne inne problemy i ich rodzicach, którym podobnie, jak nam trudno związać koniec z końcem, czekających na ten jeden procent,  jak na wielki cud, cud Waszej dobroci i wrażliwości na krzywdę innych, nie mogłam odejść od komputera. Księgowałam te wpłaty, do czasu aż w oczach zaczęły mi się mienić liczby i litery. Cały ten proces księgowania trwa około dwóch, trzech tygodni. Wtedy pieniążki trafiają na subkonto, a my otrzymujemy wykaz, z jakich urzędów skarbowych wpłynęły i w jakiej kwocie. Na naszej liście w ubiegłym roku królował Urząd Skarbowy w Jarosławiu, następny był w Przeworsku, potem Rzeszów, Przemyśl, a reszta z różnych stron Polski: Katowice, Kraków, Stalowa Wola, Gdańsk, Leżajsk, Lesko i wiele, wiele innych. Kiedy wiemy już jakie środki posiadamy na subkoncie, możemy wysyłać uzbierane przez nas przez cały rok faktury. Fundacja zwraca nam tylko tyle pieniędzy, ile wydaliśmy na dziecko. Każda faktura musi być wystawiona na fundację, zawierać imię i nazwisko podopiecznego oraz jego numer identyfikacyjny. Potem jeszcze rodzic musi ją podpisać oraz wpisać krótką informację, co do celowości zakupu i wydanych na dziecko pieniędzy. Tak opisaną każdą fakturę wysyłamy do fundacji i za około miesiąc, po uprzednim zatwierdzeniu, na konto w banku wpłacane są nam pieniążki. Trochę to wszystko skomplikowane, ale dzięki temu całemu procesowi, wszyscy darczyńcy mogą mieć pewność, że oddany przez nich jeden procent trafi tylko na dziecko, a nie na jakieś inne mniej ważne cele.
A teraz jeszcze korzystając z okazji:
                Pragniemy bardzo serdecznie podziękować tym wszystkim, którzy nam pomagają, wspierają nas i dodają nam siły w walce o zdrowie naszych dzieci. Dziękujemy wszystkim darczyńcom, którzy wspierają leczenie i rehabilitację Sylwka i Karola, a szczególnie tym wszystkim, którzy zdecydowali się oddać na rzecz Karolka swój 1 % podatku. Z całego serca dziękujemy za wsparcie duchowe, za dobre słowo oraz rozpowszechnianie "Apelu o pomoc". Dziękujemy Rodzinie, Przyjaciołom oraz Znajomym, którym leży na sercu los naszych dzieci. Niech Wam Dobry Bóg wynagrodzi Waszą dobroć i wielkie serce.
 Dziękujemy!!! <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz