środa, 20 lutego 2013

Sylwek i Karol...


Od zawsze marzyłam o licznej i wesołej gromadce dzieci. Niestety po pierwszym długim i ciężkim porodzie, te wielkie chęci bardzo szybko mi przeszły. Pomimo twardych postanowień, że nigdy więcej, po siedemnastu miesiącach od urodzenia Sylwusia, na świecie pojawił się Karol. Do tej pory nawet w najgorszych myślach nie przyszło nam do głowy, że będziemy mieć dwoje autystycznych dzieci. Życie pisze przeróżne scenariusze, na które my nie mamy czasem większego wpływu. Jedyne, co możemy to pogodzić się z tym, co nas spotkało i starać się normalnie żyć. Z Sylwusiem sprawa była o wiele bardziej skomplikowana. Poród trwał długo, z tej przyczyny dziecko urodziło się  okręcone wokół szyi pępowiną, podduszone i z krwiakiem na główce. Miało tylko 7 punktów w skali Apgar. Sylwek był opóźniony w stosunku do rówieśników, później niż inne dzieci siadał, także później zaczął chodzić, dłużej trzeba było czekać zanim pojawi się mowa, a gdy się wreszcie pojawiła, była bardziej uboga niż u innych dzieci w jego wieku. Właściwie to widać było, że Sylwek powoli się rozwija, tylko na wszystko trzeba trochę dłużej czekać. Kiedy skończył cztery latka zapisaliśmy go do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne. Pracująca tam siostra przez cały okres wychowania przedszkolnego nie zauważyła u Sylwka nic niepokojącego poza tym, że trochę się jąkał i mało mówił. Gdy skończył edukację w przedszkolu, zapisaliśmy go do „zerówki”. Tu pojawiły się pierwsze problemy. Sylwuś znacznie odbiegał w rozwoju od swoich rówieśników. Miał bardzo ubogi zasób słownictwa, a do tego jąkał się, co bardzo utrudniało mu kontakty z kolegami oraz koleżankami. Widząc, że z jego rozwojem jest coś nie tak, poddaliśmy go badaniom w Poradni Psychologiczno Pedagogicznej. Wybadano u niego opóźnienie w rozwoju z niewielkimi cechami autyzmu i stwierdzono, że Sylwek może chodzić do szkoły masowej, integracyjnej lub specjalnej. Po prawie dwóch latach uczęszczania do szkoły masowej w swojej rodzinnej miejscowości, nie widząc u niego żadnych postępów, a przeciwnie regres w rozwoju, zapisaliśmy go do szkoły specjalnej głęboko wierząc, że to będzie dla Sylwka najlepszym rozwiązaniem. Wiele osób, w tym także specjalistów,  odradzało nam to mówiąc, że nasz syn mógłby chodzić do szkoły ogólnodostępnej. Jednak ja jako nauczyciel zbyt dużo widziałam, w jaki sposób funkcjonują dzieci z różnego rodzaju deficytami w szkole masowej. Nie mają tak wspaniałej opieki i troski, jaka jest w szkole specjalnej, jaką my przez dwa lata mogliśmy sami zaobserwować w przedszkolu, do którego uczęszcza Karol. Poza tym dzieci niepełnosprawne różnie są traktowane przez dzieci zdrowe. Obecnie Sylwuś uczęszcza do pierwszej klasy w Specjalnym Ośrodku Szkolno Wychowawczym nr 1 w Przemyślu. Bardzo szybko zaadaptował się do nowych, prawie domowych warunków i nowej wspaniałej pani. Poczuł się teraz doceniony. Często przynosi do domu dyplomy i nagrody za udział w różnych konkursach. To go trochę wzmacnia i podbudowuje, wreszcie czuje się dowartościowany, tym że jak inne dzieci także dużo potrafi. Sylwek jest dobrym chłopcem, chociaż czasem ponosi go energia i najczęściej wyładowuje ją na psie lub na swoim młodszym braciszku. Uwielbia Karolka, pomimo, że ich zabawy wyglądają nieco inaczej niż u dzieci zdrowych. Tym nad czym ubolewamy najbardziej jest fakt, że oba nasze Skarby nie mogą ze sobą rozmawiać.  Mimo to, kiedy tylko chcą, dogadują się świetnie bez słów. Wystarczy, że Sylwek powie coś do Karolka, zaczepi go i sprowokuje, a Karol już jest cały zwarty i gotowy, żeby się dobrze bawić. Mały Brzdąc tylko się śmieje i daje się ponieść tym wesołym igraszkom starszego brata. Od zawsze Karolek miał jakieś jedno oryginalne imię nadane przez Sylwusia. Zaczęło się od „Tatotka”. Sylwek nie widział świata poza „Tatotkiem”, chociaż czasami bywał o niego zazdrosny, że jako młodszemu i mniejszemu poświęca się więcej zainteresowania i uwagi. Po roku „Tatotek” został „przechrzczony” na „Nanonka”. W tej chwili Sylwusia ulubioną ksywką dla brata jest „Pulpecik”. Mówi do niego tak pieszczotliwie, kiedy jest wesoły albo chce się z nim pobawić. Czasami wydaje się, że Karolek nie zwraca uwagi na Sylwka. Jednak to tylko pozory. Kiedy Sylwuś wyjeżdża do dziadków, nasz mały Łobuziak całymi dniami chodzi smutny i jakby nieobecny. Natomiast, kiedy są razem, czasami mało domu nie przewrócą do góry nogami jak zaczynają obaj szaleć. Najbardziej lubią bieganie i zabawę w łapanego. Sylwek prowokuje Karola, by za nim biegał, do tego wszystkiego dołącza się Korri i jest taki niesamowity pisk i hałas, że głowa pęka. Potem jeszcze dochodzi skakanie po łóżkach i meblach, a kiedy już mają dość siadamy przy komputerze i włączamy ich ulubioną muzykę. Uwielbiają muzykę i jeden i drugi. Niestety, nie zawsze na wszystko wystarcza nam czasu. Oczywiście oboje z mężem zdajemy sobie sprawę z tego, że Sylwek z dwójki naszych dzieci jest bardziej przez nas pokrzywdzony. On jako dziecko mówiące, chciałby od czasu do czasu z kimś porozmawiać, pobawić się w jakąś grę, z czegoś pośmiać, pożartować. To możemy mu zapewnić jedynie my, rodzice i zapewniamy w miarę możliwości. Karolek, niestety tego nie potrafi, po pierwsze nie mówi, a po drugie ma swój własny świat, na którym się skupia. Czasem dochodzi do tego, że kiedy Karol ma dość zabawy, po prostu bije lub popycha Sylwka, czym daje mu do zrozumienia, że pora skończyć zabawę, bo nie ma na nią zwyczajnie ochoty. Tym, co najbardziej nam się w Sylwku podoba i co w nim podziwiamy jest to, że pomimo niewielkiej różnicy wieku, jaka jest między nimi, zachowuje się jak typowy starszy brat. Kiedy tylko podnosimy głos na Karolka, od razu go broni. Pilnuje, żeby jego braciszek nie zrobił żadnego głupstwa i od razu donosi nam kiedy dzieje się coś złego. Czasem dochodzi między nimi do bójek, jak u każdego rodzeństwa. Jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Sylwuś jest najbardziej cierpliwą osobą w stosunku do Karolka w naszej rodzinie. Jako starszy braciszek ma naprawdę złote serce, we wszystkim bratu ustępuje, pomaga i codziennie się o niego troszczy. Jest troszkę poszkodowany przez to, że jego bratu poświęcamy więcej uwagi, niż jemu. Bardzo byśmy chcieli dzielić między nimi swój czas sprawiedliwie, nie zawsze jednak tak się da. Karolek jako dziecko mocniej zaburzone wymaga więcej naszej uwagi. Za to Sylwusia najczęściej, jak się tylko da, chwalimy za wszystko co robi, za to że grzeczny, pracowity, że chętnie pomaga nam w codziennych obowiązkach. Tak ogólnie, to mogę tylko powiedzieć, że w domu na co dzień mamy bardzo wesoło. Chłopcy mają swój własny język i sprawdzony model zabawy. Świetnie sobie radzą we wzajemnych relacjach pomimo przeszkód jakimi niewątpliwie są deficyty w ich rozwoju. Obaj są przez nas tak samo kochani, chociaż każdy wymaga innego zainteresowania i innej uwagi z naszej strony. Tak jak wszyscy rodzice, bez tych dwóch małych Łobuzów nie wyobrażamy sobie życia. Małe Łobuzy bez siebie chyba też, bo kochają się na swój sposób, mimo tego, że okrutne dla nich życie, bardzo im te wszystkie relacje utrudnia. Jednak oni są dzielni i nie dają się, za co ich zawsze podziwiam… i kocham.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz